Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/266

Ta strona została skorygowana.

hrabiów i możnych ludzi, których znała, z którymi się spotykała, którzy dla niej byli bardzo, bardzo łaskawi. Nie zapomniała i o swych podróżach, o artystach, o życiu pustelniczem, które teraz wiodła.
— Urządziłam sobie wdowie swoje życie, jak umiałam najlepiej — mówiła. — Nie mogę powiedzieć, abym się tu nudziła, ale się bawię po swojemu. Moja Julka... to cel mój, to pierwsze zajęcie. Do tego dodawszy muzykę, ogród, kwiaty, albumy, książki i parę wycieczek do roku, żeby zupełnie nie zardzewieć — nie pragnę więcej. Sąsiedztwo... — tu się znacząco zatrzymała — sąsiedztwa nie można sobie życzyć lepszego. — Spojrzała figlarnie i szydersko. — Są to doprawdy wszystko tak dobrzy ludzie, że im trochę wieśniaczej prostoty i nieobeznania ze światem wybaczyć potrzeba. A potem... to im daje tę nieoszacowaną oryginalność, której piękny świat nie ma.
Hrabia ani razu niczemu nie zaprzeczył, nie posprzeczał się o nic. Było to niechybnie złym znakiem, bo ten kogo żywiej rozmowa obchodzi, zawsze znajdzie w niej coś do dopełnienia i sprostowania. On słuchał, ale słuchał z uwagą, z inteligencją, ze smakoszostwem, które pobudzało do mówienia. Wtrącane czasem słowa były bardzo trafne.
— A hrabia jakże myślisz sobie życie urządzić? — spytała Łucja, usiłując nagwałt choć trochę go rozruszać.
— Ja? ale przyznam się pani, żem o tem jeszcze nie myślał i że płynę z prądem, nie mając ochoty nic naprzód przewidywać i urządzać. Czekam na niespodzianki losu i gotów jestem zgodzić się na to, co mi zgotuje. Czuję się nieco zmęczony.
— To widać! — szepnęła szydersko trochę pani Ratajewska. — Ale niechże pan nas nie pozbawia swojego towarzystwa.
Hrabia się skłonił.
— Trzeba żyć z ludźmi... Był pan już gdzie?