Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/271

Ta strona została skorygowana.

Cecylja mocno się zarumieniła, podniosła oczy i spojrzała nań wyraziście.
— Hrabia chcesz przebaczenia, a ja proszę o litość. Niech ludzie mnie nie sądzą.
I szybko, ale wynagradzając stanowcze słowa łagodnym wzrokiem i uśmiechem, odwróciła się ku pannie Jadwidze.
Hrabia podszedł do Julka i wziął go pod rękę.
— Nie byłem u państwa — rzekł mu — bo nie wypada się naprzykrzać... panna Cecylja się za toby na mnie pogniewała. Ale was proszę, panie Juljanie, bądźcie mi przyjacielem i odwiedźcie mnie. Serdecznie was o to proszę.
Julek przyrzekł i uścisnęli się za ręce.
Pani Ratajewska, po odbyciu pierwszych niezbędnych ceremonij, natychmiast dała poznać państwu Ryngoldom, że już z hrabią dawniej jest znajoma. Zaczepiła go.
Sulejowski trochę się zmieszał i odpowiedział niezmiernie zimno, ale nadzwyczaj grzecznie. Gniewać się było niepodobieństwem, a cieszyć niesposób.
Panna Cecylja w chwilę potem, unikając wcale jej niepotrzebnej znajomości z piękną wdową, wysunęła się, siadła na wózek i Julek ją powiózł nazad do Zawiechowa. Chociaż tak króciuchno widziała ją Ratajewska, jednak, jako znawczyni świata i ludzi, odgadła w niej osobę i dobrze wychowaną i niepospolitą. Zajęła ją nawet tak mocno, iż zaraz po jej wyjściu poczęła się o nią rozpytywać.
Podkomorstwo i panna Jadwiga wychwalali ją z zapałem. Wdowie się to trochę nie podobało, lecz zmilczała.
— Że nadzwyczaj piękna i widać bardzo energiczna, temu zaprzeczyć niepodobna — szepnęła.
Nieprzyjemne to na niej uczyniło wrażenie, że panna Horyszkówna, nie okazawszy najmniejszej ochoty do znajomości, ani do zbliżenia się z nią, tak pręciuchno uciekła. O tem jednak nie mówiła wcale.