Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/281

Ta strona została skorygowana.

Marszałek zakrzyknął z początku i znowu począł rozwodzić się z narzekaniami; wreszcie usiłował ją przekonać, że choćby go nie kochała nawet, powinna z siebie uczynić ofiarę, bo przywiązanie przyjść może później, a ma obowiązki wdzięczności dla niego. Ośmielił się nawet grozić wyrzeczeniem się i opuszczeniem rodziny na łaskę losu.
Cecylja nie odpowiedziała mu już nawet... siadła w fotelu i zadzwoniła, rozkazując podać herbatę.
Zwolna jakoś marszałek, który, jak się zdaje, niezupełnie jeszcze stracił nadzieję, ukołysał się, ostygł i pozostał tylko chmurny i milczący. Julek, który wszedł zaraz, po twarzach domyślił się, co zaszło. Zdawało mu się, że najlepiej uczyni, gdy, niby nie wiedząc o niczem, rozmowę zacznie wesołą — ale ta nie szła zupełnie. Sam był zmuszony ją zawiązywać, podsycać i utrzymywać. Cesia przeglądała książki i pokazywała ryciny, marszałek chodził gwałtownie po pokoju, poruszony, gniewny, widocznie jeszcze nie uważając sprawy za skończoną.
Niezmiernie ciężko zwlókł się wieczór do godziny jedenastej, o której panna Cecylja, powiedziawszy im dobranoc, wyszła.
Julek z marszałkiem udali się na górę. Nie mówiąc słowa, został pan Bolesław w swoim pokoju, po którym chodzić zaczął krokami szybkiemi. Niespokojny o siostrę i o tę całą nieszczęśliwą sprawę, Julek nie rozebrał się nawet i rzucił smutny na łóżko. Zdawało mu się pierwszy raz w życiu, że może Cesia nie miała słuszności, że mogła postąpić inaczej i nie przyprowadzać wuja do ostateczności.
Ucichło nareszcie w całym domu. Marszałek przestał biegać po swoim pokoju, a Julek począł drzemać. Skrzypnięcie drzwi go przebudziło. Niespokojny, natychmiast pośpieszył nadół.
Zdaje się, że pan Bolesław chciał jeszcze na ostatnią rozmowę po północy dostać się do pokoju na dole, gdyż Julek pochwycił go za ramiona, w chwili gdy