Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/284

Ta strona została skorygowana.

— Moja Cesiu, — wtrącił, śmiejąc się — prawdę powiedziawszy, do naszego zakładu ogrodniczego doskonalebyś ty swoją główką i pracą starczyła, a mnieby należało także w świat wypędzić. Szkolne naukiby się przypomniały, poszedłbym dalej i mógłbym czasem mieć tak świetne jak Henryś widoki.
Cesia nie odpowiedziała nic, spojrzała tylko tęskno.
— Nie, nie! — zawołał Julek, zmiarkowawszy się prędko — ciebie samą jedną tu zostawić byłoby okrucieństwem, tem bardziej, że oprócz państwa Ryngoldów, nie możemy się pochwalić przyjaciółmi, a w wujaszku przybył nam jeden jeszcze wróg.
— W marszałku? — zapytał Henryk — a to jakim sposobem.
Zarumieniła się Cesia.
— Zakochał się w niej, — rzekł Julek — oświadczył, nie przyjęła go, i jeśli się nie mylę, nigdy nam tego nie przebaczy.
— Zapomni — szepnęła Cecylja — nie mówmy o tem. Może się od nas odsunąć, wyrzec się nas, ale prześladować nie będzie.
— Jabym i za to nie zaręczył — wtrącił Julek pocichu i spojrzał na brata, dając mu poznać, że resztę później dopowie.
Z pociechą Cesia i Julek pochwalili mu się Ryngoldami, unikając wspomnienia o Sławczyńskich i Mazurowiczach. Henryk też o nich nie pytał. Dopiero gdy po tem długiem posiedzeniu na dole poszli chłopcy spać razem na górę, mogli sobie dopowiedzieć otwarcie, o czem przy siostrze zamilczeli. Henryk i przed bratem unikał wspomnienia Hanny, lecz Julek sam począł mu o niej i jej życiu rozpowiadać. Przyjął to w milczeniu i nie przeciągał rozmowy. Z jego postawy i twarzy domyśleć się było trudno, czy w sercu mu uczucie jakie dla niej zostało, lub czy je potrafił zwyciężyć. Julek w prostocie ducha milczenie wziął za obojętność.