Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/285

Ta strona została skorygowana.

Obejrzawszy się dobrze dokoła, opowiedział mu wreszcie nocną ową przygodę swoją z marszałkiem, która Henryka tak oburzyła, że słuchając z krzesła skoczył i pięści zacisnął.
— Człowiek, któregośmy nawykli kochać i szanować, żeby się mógł do tego stopnia zapomnieć! — zawołał.
Henrykowi przyszło w tej chwili na myśl, że i on się raz w życiu zapomniał — i zamilkł nagle.
— Cesia o tem nie wie — dodał Julek. — Rano nazajutrz znalazła zakrwawioną chustkę jego w progu, ale jej to wytłumaczyłem. Marszałek odgrażał mi się, że mnie i nas zgubi. Być może, iż ochłonął potem, że się pomiarkował; ale między nim a nami leży ta niezapomniana nigdy katastrofa.
Posmutniał Henryś.
— Teraz więc, — rzekł — nas troje tylko na szerokiej ziemi, nikogo więcej.
I uścisnął Julka czule.
Dni potem biegły niepochwycone, szybko, jak strzały, a Cesia rozpromieniona słuchała Henryka, ciągle się unosząc nad ogromnemi postępami, jakie uczynił. Nie bez przyczyny uważała za najgłówniejszy ten, że Henryk czuł, jak wiele mu brakło, i nie trwożył się wcale tem, co musiał zdobywać.
Julek mu zazdrościł. Był prostym parobczakiem przy ogrodzie, a chciało mu się w świat także; lecz jakże siostrę mógł opuścić? Ile razy to pragnienie się w nim odezwało, tłumił je, nie dając go nawet poznać po sobie. Cecylja jednak z oczu mu je czytała.
Trzeciego dnia Szmul, który od niejakiego czasu niedomagał, przywlókł się do dworu i prosto poszedł na górę. Ponieważ nikt nie powinien był wiedzieć o przyjeździe Henryka, zdziwiono się trochę, gdy o niego zapytał. Ze Szmulem wprawdzie nie było tajemnic, lecz skąd się mógł o tem dowiedzieć?
— Cóż to panowie myślicie, — odparł spytany — że całe miasteczko nie bębni o tem od dwóch dni, że