pan jesteś? Ależ dzieci o tem na rynku gadają. Przecież w Błotkowie na poczcie zapisano podorożną. Sławczyński, nie mając co robić, codzień jeździ czytać książki pocztowe, kto i dokąd przejechał. Mówią, że zaraz krzyknął: „A! już powrócił ten“... i że zły pojechał do domu.
— Ale ja wprędce wyjeżdżam i z nikim się widzieć, nigdzie być nie mam zamiaru — rzekł Henryk.
— Ja właśnie o tem przestrzec chciałem — dodał Żyd. — Licha budzić nie trzeba. Znam i starego sędziego i jego zięcia... nie trzeba im dawać powodu.
Zakłopotało to nieco braci, lecz zapewnili uroczyście, że Henryk się nigdzie pokazywać nie myśli. Odwiedziny te wszakże humor im popsuły; Henryk szczególniej chodził niespokojny.
Niema nic niebezpieczniejszego, jak mieć do czynienia z ludźmi bez władzy nad sobą i bez umiejętności życia. Sławczyński, — prosty człek jak go Bóg stworzył, nienawykły do hamowania się w niczem, choć zięciowi wymawiał długojęzyczność, sam nigdy tego, co miał na sercu, utrzymać nie mógł.
Nazajutrz po bytności na poczcie w Błotkowie, przyjechał do niego Mazurowicz. Teść wybuchnął zaraz przed nim, iż się o przygodzie Henryka dowiedział.
— Otóż to takie u nich słowo, taka wiara! Przybył potajemnie i nie bez celu; pewnie Hannę chce znowu bałamucić. Miej się na baczności!
Mazurowicz, jeszcze gwałtowniejszy od sędziego, rozpalił się ogniem ogromnym i co miał zamilczeć przed żoną, która nic wcale nie wiedziała o Henryku, tegoż wieczora przed nią wyśpiewał.
Hanna pobladła, zerwała się z siedzenia w pierwszej chwili i znów padła na nie, udając spokojną, lecz z oczu jej iskry się sypały. Cały wieczór chodziła niespokojna i poruszona. Na wzór matki, miała już we dworze swoich ludzi, szpiegów i donosicieli. Znikła wcześnie tego dnia i zamknęła się w swoim pokoju.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/286
Ta strona została skorygowana.