Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/287

Ta strona została skorygowana.

Mazurowicz podwoił czujność, ale nic odkryć nie mógł. Bywał właśnie u nich naówczas lekarz wojskowy, bardzo wesoły i miły chłopak, który do pani się przysiadał; tym się Hanna zajęła mocno i mąż się uspokoił. Na te przelotne fantazje, które nigdy nie szły zbyt daleko, dosyć był obojętny.
W Hannie rzeczywiście obudziło się gwałtowne pragnienie widzenia Henryka choć zdaleka. Łamała sobie głowę nad tem, gdzieby z nim spotkać się mogła, powtarzając ciągle:
— Ja widzieć go muszę!..
Czy się jej to powiodło, czy nie, czy Henryk ostyglejszy i rozważniejszy, odmówił i dowiódł jej niewłaściwości tego kroku — powiedzieć nie umiemy. Przez kilka dni Julek i siostra widzieli go zasępionym i niespokojnym, skarżącym się na ból głowy i niezdrowie. Raz tylko wieczorem, osłonięty płaszczem, wyprosił się na godzinę do miasteczka, pod pozorem interesu do Szmula i wyboru w drogę. Powrócił jakiś rozgorączkowany, milczący, a drugiego dnia siostrę i brata pożegnał. Musiał powracać.
Mazurowicz nie miał najmniejszego dowodu, ażeby jakikolwiek stosunek, list, spotkanie, rozmowa zbliżyły znowu Hannę do Henryka; lecz z zaślepieniem zazdrośnika, z pewnych oznak, z jakichś poszlak i gawęd, zdawało mu się, iż doszedł korespondencji i widzenia się w mieście, czy też na drodze.
Gdzie, jak, kiedy, tego powiedzieć nie umiał, ale w furji wpadłszy do Sławczyńskiego, palec na palec zakładał i przysięgał:
— Szyję daję, pewny jestem. Ona do niego pisała, oni się gdzieś widzieli. Ja jej to z oczów czytam... ja na to przysięgnę!
Sławczyńska, broniąc córki, dopytywała o dowody. Żadnych prawie nie było w istocie. Służąca podejrzana chodziła do stajni, parobczak podejrzany konia po nocy zhasał, nie wiedzieć dokąd jeżdżąc. Hanna sankami dwa razy kazała się wozić na przejażdżkę, nie-