Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/288

Ta strona została skorygowana.

wiadomo dokąd, a woźnica pytany kłamał i mieszał się.
Podobnemi bałamuctwami siebie przekonawszy, Mazurowicz usiłował matkę i ojca podburzyć na córkę. Sławczyńska pojechała i po rozmowie z Hanną, zburczała zięcia, dowodząc mu, że zwarjował. Stary, daleko podejrzliwszy, gdy szło o kobiety — milczał.
Gdy przyszło do otwartej o to wojny z żoną, Hanna go do pasji przyprowadziła tem, że śmiać się zaczęła, a śmiała się tem bardziej, im on więcej się wściekał.
Henryk już był wyjechał, gdy Mazurowicz, do największego przywiedziony gniewu, zawsze podejrzewając żonę, poprzysiągł przy niej, że się całego tego nienawistnego rodu pozbędzie. Znając go, można się było spodziewać, że w środkach wcale nie myśli przebierać. Sławczyński, równie gwałtowny i zajadły, ani go powstrzymywał, ani ostudzić się starał; klął tylko Horyszków razem z nim i dziwy na nich wyplatał. Nie kryli się wcale z temi uczuciami, tak dalece, iż całe sąsiedztwo o zapowiedzianej jakiejś zemście wiedziało. Do Zawiechowa tylko wieść o tem nie doszła, a Pupart i inni śmieli się z Mazurowicza, przekonani, że mu się to przyśniło, że powodu do nowego zagniewania się wcale nie miał. Znano go jako zapaleńca i wartogłowa.
Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa, w istocie szalony szlachcic wszystko to sobie uroił, jeszcze pierwszego wypadku na wikarji zapomnieć nie mogąc. Sławczyński nosił się także po sąsiedztwie z wiadomością, którą każdemu na ucho udzielał, że Mazurowicz swojego nie daruje i pokaże, iż z niego drwić nie można.
Gdy wiadomości tej i Szmulowi czuł się w obowiązku udzielić, stary Żyd odpowiedział zimno, że przecież dla pana Mazurowicza familji się Horyszko nie wyrzecze.