— Niech się tylko pokaże! za nic nie ręczę! — dodał Sławczyński.
Śmiano się prawie wszędzie z tych wielkich gniewów, lecz proste niedowiarstwo spotykając wszędzie, Mazurowicz tem więcej się jątrzył i pięści zaciskał ze złości, gdy przy nim o Horyszkach wspominano.
Wcale inaczej objawiało się niemniejsze rozjątrzenie pana marszałka. Czuł się upokorzony, moralnie pognębiony, i powróciwszy do domu, odchorował swą szaloną miłość. Gdy wstał, pozostała w nim tylko nienasycona chęć zemsty, lecz w człowieku takich form i wychowania, jakim był marszałek, zimnym, wyrachowanym, ostrożnym, przybrała formy daleko niebezpieczniejsze. Znana dobrze wszystkim czułość marszałka dla starościny, bo się z nią chwalić lubił, pokrewieństwo bliskie, początkowe zajmowanie się losem kuzynów, zwrotowi nagłemu w uczuciach dla nich nadawało niezwykłą wagę. Marszałek, oprócz tego, nie wybuchał z uczuciami — starał się je napozór tłumić i grał rolę człowieka zmuszanego mimowoli, głęboko strapionego tem, iż postępowanie rodziny odpychało go od niej.
Machjawelstwo to tem było straszniejsze, iż wyglądało na szczerość. Nie szukał sposobności mówienia o Horyszkach, ale gdy się ta nastręczała, rzucał kilka słów, które utkwiły na pewno.
— Jużciż, — mówiono, — kiedy marszałek, tak do nich przywiązany, tak wylany dla nich, co starościnę wielbił, co familję podtrzymywał — cofa się od niej... to coś być musi.
To coś jest daleko straszniejsze, niż stanowczy zarzut, bo dozwala się domyślać rzeczy nieokreślonych, największych niegodziwości.
W mieście powiatowem marszałek, zaraz po chorobie swej, spotkał się z panią Ratajewską. Piękna wdówka miała jakiś interes do kancelarji, i — może — któż to wie? skorzystała z tego, aby być u marszałka. Pan Bolesław został nią zachwycony. Od-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/289
Ta strona została skorygowana.