Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/294

Ta strona została skorygowana.

Próba zawiązania z Julkiem bliższych stosunków niezupełnie się powiodła. Julek zapraszany był parę razy, pokochał hrabiego, ale siostra zręcznie go od zbytniego zbliżania się i spoufalania odciągała. Łatwą wymówką były zajęcia, nauka, potrzeba pracy. Julkowi było w tym domu dziwnie miło; hrabia dla niego okazywał czułość starszego brata, obsypywał go podarkami zrazu; lecz Cesia napomknęła, iż kto nie może dawać podarunków, ten ich i brać nie powinien, chyba od najbliższych sercu osób. Byli więc z sobą bardzo dobrze, ale Julek rzadko się tam pokazywał.
Po rozmowie z panem Heljodorem, hrabia, mocno niespokojny, napisał zaraz do Julka karteczkę, zapraszając go koniecznie na obiad w niedzielę, gdy roboty żadnej być nie powinno, dodając, że jest chory. Choroba była prawie zmyślona, ale list naglił o przybycie. Julek, który dla siostry nie miał tajemnic, pokazał go Cecylji. Nie powiedziała nic. Było to milczące zezwolenie. Wesół i szczęśliwy, poleciał Julek. Hrabia przywitał go w progu.
— Gdybym nie był chory, widzę że panbyś do mnie chyba już nigdy nie przyjechał.
— Drogi hrabio! ależ ja jestem parobkiem, a parobcy wizyt nie składają — rozśmiał się Juljan.
— Ja za każdą wizytę poślę ci trzech do ogrodu — rzekł Sulejowski.
— Przepraszam, mam tę zarozumiałość, że mnie i czterechby nawet nie zastąpiło.
Tak się zaczęła rozmowa. Hrabia, który sprowadził był swą bibljotekę i miał bardzo piękne dzieła zbytkowne, bawił niemi Julka doskonale. Jedli obiad, przy którym znajdował się rządca, młody chłopak, skromny i miły. Potem poszli na cygara do gabinetu i siedli przy dobrym ogniu olchowym. Byli sami, a hrabia pracował dzień cały nad tem, aby spoufalić z sobą Julka.