Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/296

Ta strona została skorygowana.

dodał. — A jeżeliby kto się gniewać miał prawo, to nie on, ale my!
Ostatnie wyrażenie dawało do myślenia.
— Rozumiem, że marszałek za odprawienie gniewać się może, ale z tego, co mi mówiono, — odezwał się hrabia — wnoszę, że... osobiście chyba musiał być czemś dotknięty, kiedy się tak mści.
Zmilczał Julek.
— Jest, bądź co bądź, moim wujem, — odezwał się, namyśliwszy — szanować w nim muszę rodzinę własną... przestańmy na tem.
Hrabia nie był zaspokojony zupełnie, lecz tłumaczył już sobie zaszłe okoliczności.
— Ponieważ mówimy o tem, — począł Julek — powiem i to, że nie jeden marszałek nam szkodzi; mamy innych jeszcze nieprzyjaciół. Mogą na niego składać niedorzeczne gadaniny Sławczyńskich i Mazurowicza. Ten biedny Henryk! i my za niego przypłaciliśmy nieszczęśliwą miłość dla Hanny. Wiemy dobrze, iż nie mamy przyjaciół, żeśmy otoczeni niechętnymi. Cesia to znosi z anielską rezygnacją; ja się często burzę, ale cóż pocznę? Gdyby nie to miejsce pełne pamiątek, gdyby nie konieczność... możebyśmy stąd w świat poszli, aleśmy przykuci.
Julek westchnął. Zasępił się hrabia.
— Jak tu na to radzić, nie wiem, — rzekł cicho — lecz wierz mi, panie Juljanie, w każdym razie i wypadku gotów jestem dla was z pomocą, z poparciem, z czem chcecie. Rachujcie na mnie. Wprawdzie ja niewiele mogę tutaj, lecz zawsze dobrze choć tak bezsilnego mieć sprzymierzeńca.
I podał mu rękę ze współczuciem.
Julek odjechał do domu, przejęty jego dobrocią, wyspowiadał się przed siostrą i spostrzegł, że przyjęła to dziwnem milczeniem. Nazajutrz chłopak jakiś długo się uwijał około dworu zawiechowskiego, wkradł się do sieni i gdy panna Cecylja przechodziła przez nią, oddał jej szybko list, a sam uciekł. Wró-