Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/30

Ta strona została skorygowana.

wy gust na starej poczepiał ruinie, i to, co czas nielitościwy z pięknej i wspaniałej budowy zrobił, ludziom na przekorę. Losy tego zamku, później pałacu, dziś pustki niemal, dość były w kraju naszym zwyczajne. Dziedzice ekonomji zawiechowskiej stracili majętność, częściami ją odprzedawali, zostali wreszcie przy jednym folwarku, a gdy i ten oddać przyszło wierzycielom, ekscypowali sobie ostatni kąt. Wyłączono Horodyszcze, z zamkiem, ogrodem i paru włókami otaczających gruntów, które przy dawnych posiadaczach pozostały. Pałac naówczas jeszcze się jako tako trzymał, lecz wkrótce zaczął pustoszeć, rujnować się, aż nie poprawiany, ogołacany, przyszedł wkońcu do tego stanu, w jakim widzieliśmy salkę pani starościny. Leżał on niedaleko od miasteczka, odrębnie, oddzielony obszernym dziedzińcem od gościńca pocztowego i lipami sadzonej ulicy, która niegdyś do niego wiodła. Zdala widać było drewniane dworki, kilka murowanych kamieniczek, stary parafjalny kościołek, cerkiew i daleko rozciągające się zabudowania mieszczan, których połowa rolnictwem się trudniła.
Za ulicą lipową poczynała się główna i najszersza w Zawiechowie, porządnemi dosyć ostawiona dworkami, a minąwszy kościół, wjeżdżało się w rynek, dosyć obszerny, wybrukowany, otoczony pokaźnemi domami kupców i bogatszych mieszczan.
I tu, jak wszędzie prawie w naszym kraju, znaczną część ludności składali odwiecznie osiedli Izraelici. Aż trzy domy zajezdne wychodziły szerokiemi bramami na rynek, a najpokaźniejszy z nich, z balkonem zielono malowanym, należał do Szmula, który niegdyś był arendarzem w całym kluczu Zawiechowskim i miał dwie znaczne gorzelnie, na których woły wypasał. Na starość, dorobiwszy się znacznie, Szmul wyrzekł się kłopotliwych wołów, za któremi jeździć musiał daleko; miał tylko wielki handel win i towarów kolonjalnych, a po staremu trzymał też