Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/301

Ta strona została skorygowana.

— Jak ciebie i was kocham! Cóż było w liście?
— Prosiłam cię, abyś nie przybywał.
Henryk smutnie spuścił głowę.
— Dlaczego?
— Nie mówmy już o tem — odparła siostra łagodnie. — Nie pokazuj się nikomu, a zabaw jak najkrócej. Pierwsza twoja bytność zostawiła po sobie ślady. Cóż powiedzą, że tak wkrótce się ponowiła?
— Ale mamże dla posądzeń dziecinnych...
— Nie, dla naszego spokoju — szepnęła Cecylja — Są położenia, w których i posądzeń unikać trzeba. Niekiedy gardzić niemi można; ale my... mamy i tak dosyć do znoszenia.
Henryk zamilkł. Przykro mu się zrobiło. Zobaczywszy chmurkę na jego czole, Cesia przyszła go uściskać serdecznie. Julek objął ją czule.
— Co się stało, — odezwała się siostra — o tem już mówić próżno. Radźmy o przyszłości.
Radzono i rozprawiano wieczór cały i zapomniano trochę o niebezpieczeństwie, tak jak się o niem łatwo zapomina w gronie rodziny, wśród ciszy i spokoju, — jak grom wszelki zdaje się niepodobny, gdy słońce świeci na niebie pogodnem.
Henrykowi szła nauka wybornie; zapalał się do niej. Przyznawano mu prawdziwy talent w mechanice. Udało mu się w jednej budowie zmniejszyć znacznie stratę siły, w drugiej ruch przyśpieszyć i chlubił się po młodemu z tych swoich wynalazków, pokazując siostrze chlubne świadectwa, a co więcej, brzęczący już owoc swej pracy.
— Właśnie dlatego, żem się sam chciał przed wami powodzeniem swem pochlubić, pragnąłem tu przybyć i pocieszyć Cesię tem, że darmo na mnie pieniędzy nie wyrzuciła.
Siostra była triumfująca, przyjęcie czułe, i wszystkoby się przyczyniało do zwiększenia czystej radości, jakiej doznawali, gdyby nie troska o wywołanie no-