Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/304

Ta strona została skorygowana.

wytwornem, dwa H., cyfra młodego mechanika, znalazły się, pewno nie przypadkiem. Hrabia utrzymywał, że to było zrządzenie losu, że sztuciec kupił na licytacji i że ten los wyraźnie go Horyszkowi przeznaczał, bo jemu on zupełnie był niepotrzebny. Zakłopotało to Henrysia; ale Sulejowski miał tak wdzięczny sposób obdarzania, że mu trudno było odmówić przyjęcia. Gość nie mógł ukryć radości swej z posiadania takiego arcydzieła.
Prawie do północy przesiedzieli, gawędząc, i rozstali się serdecznymi przyjaciółmi. Henryk swój dar na piersi pod zapięty surdut włożył i żegnani jeszcze z ganku, wyjechali.
Noc była daleko od dnia posępnego piękniejsza; wszedł księżyc, rozbił chmury i oczyścił niebo; wiatr ustał, tak iż przejażdżka wcale była przyjemna.
Pomiędzy Bobrzyńcami a Zawiechowem mieli do przebycia lasek, po większej części z jodeł złożony, dosyć gęsty i ciemny. Środkiem jego wiła się drożyna, powybijana kołami, świecąca po nocy kałużami, malownicza, lecz niewygodna dla koni. Pościnane równo z ziemią pniaki, korzenie drzew, połamane gałęzie, kamienie owe litewskie, których wszędzie pełno... zawalały drogę. W lesie panowała cisza głęboka. Księżyc, już dosyć wysoko podniesiony, zaglądał gdzie niegdzie między masy ciemne drzew i smugami srebrnemi las przecinał.
Fantastyczny krajobraz ten zwrócił całą uwagę Julka, który trochę był i artystą, a więcej miał może ochoty do pendzla, niż do piłki ogrodowej. Wyprzedzał też nieco brata, aby, pamiętając drogę, pokazać mu, którędy można było większe objeżdżać kałuże.
Przebyli tak już lasu połowę i zbliżali się ku rozstajom, gdzie się dwie drogi krzyżowały, przecięte gościńcem... gdy nagle wśród tego milczenia nocnego, poza nimi dał się słyszeć strzał. Julek obejrzał się i zobaczył Henryka, którego mierzynek uniósł nieco... Obaj przez chwilę słowa wyrzec nie mogli...