dom zajezdny, który się zdawna zwał „Pod żubrem“. W istocie na tablicy do balkonu przyczepionej było coś namalowanego, nakształt plamy brunatnej, co miało pono żubra wyobrażać. Lecz gdyby i tej tablicy nie było, trafiłby każdy do pana Szmula, bo tu najczyściej, najdogodniej i najspokojniej było. Należało do dobrego tonu w sąsiedztwie nigdzie indziej nie zajeżdżać, tylko do Szmula. W niedostatku mieszkań dopiero szlachta z bólem serca zajeżdżała na prawo do hotelu „Wileńskiego“, albo z ostatniej biedy do Perebendji. Perebendją zwano ruchawego bardzo Żydka, lichwiarza z rzemiosła, który nielitościwie ludzi odzierał i w żywe oczy jeszcze drwił z nich sobie.
Właśnie tego wieczora Szmul powolnym krokiem, trzymając w ręku kutasy swego płaszcza, zawiązanego niemi pod szyję, zdążał przez rynek do domu, gdy z przeciwnej strony, pocztowemi końmi zaprzężony, piękny powóz podróżny wtoczył się na bruk, a pocztyljon skierował się z nim pod „Żubra“. Nie było to dla gospodarza nowiną, że ktoś pięknym powozem i na pana wyglądający zmierzał pod dach jego, ale zdziwiło go, iż poznać nie mógł, kto to był taki... Konie, ludzie i powozy całego sąsiedztwa znane mu były doskonale, na jakie mil dziesięć wkoło. Przypatrywał się ciekawie, idąc zwolna ku domowi, gdy powóz stanął, służący zsiadł popytać o mieszkanie i nim Szmul doszedł do domu, podróżny miał już czas wysiąść na prawo, do najparadniejszego pokoju od frontu. Słychać tam było chód jego. W sieniach pocztyljon konie już wyprzęgał, a bardzo wytwornie po podróżnemu ubrany, z torebką przez plecy kamerdyner przechadzał się, myśląc zapewne wezwać kogoś na pomoc do tłumoka. Szmul zatrzymał się chwileczkę przechodząc koło niego, pozdrowił go jako gospodarz domu, spytał, czy mieszkanie dogodne, i wreszcie dyskretnie rzucił:
— Kto przyjechał?
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/31
Ta strona została skorygowana.