Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/315

Ta strona została skorygowana.

Zamilkł, dodając pocichu.
— Amen... Dziękujcie Bogu nawet za to, że wam dozwala uniknąć zemsty i móc przebaczyć.
Przez cały dzień gaszono jeszcze i zalewano resztki ognia; ludzie byli zajęci i wśród zamieszania niepostrzeżonem przeszło pilnowanie komórki. Nad wieczór, nie doczekawszy się księdza Kulebiaki, sam Sławczyński, trochę tylko zmieniwszy zwykłego stroju, prześliznął się do pałacu. Ani Henryk, ani z rodziny nikt nie chciał go upokarzać, lub powiększać cierpienia wymówkami. Praski i Andruszka wprowadzili więźnia przez sień ciemną do pustego salonu, gdzie ksiądz Kulebiaka gotowy już cyrograf obu im podpisać kazał. Sławczyński, dla ujęcia Horyszków, koniecznie chciał przynajmniej szkody z pożaru wynikłe nagrodzić, lecz i tych przyjąć nie myślano. Upokorzony, blady, w podartych sukniach, pół żywy Mazurowicz księdza w rękę pocałował, płacząc.
— Idźcie z Bogiem — rzekł zimno wikary — idźcie z Bogiem! wszystko skończone.
Wyjrzał jeszcze przeze drzwi, ażeby się z kim nie spotkali, i upewniwszy się, iż sień i dziedziniec puste, obu wypuścił.
Tak się skończyło pocichu to dzikie i zacięte prześladowanie Horyszków, a chociaż ludzie czegoś się może domyślali... milczano.
Sławczyński pozostał w Błotkowie, ale ociężał i mało się już pokazywał. Mazurowicz trzeciego dnia, zabrawszy żonę, a majątek zdawszy teściowi, ażeby go sprzedał, wyjechał co najśpieszniej.
Henryk, nie mając już najmniejszego powodu do ukrywania się, kilka dni jeszcze pozostał. Straszliwa ta noc, która wstrząsnęła wszystkimi, błogosławione sprowadziła za sobą skutki. Cecylja uczuła się bezpieczniejsza, odetchnęła. Wiedziała, że jej pozostawało może stokroć gorsze, bo potajemne prześladowanie marszałka; ale to daleko już dla niej było znośniejsze — czuła w sobie siłę wzgardzenia niem.