Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/316

Ta strona została skorygowana.

Jednym z najjawniejszych dowodów, że kuzyn zaparł się ich zupełnie, było i to, że gdy całe niemal sąsiedztwo dawało im po pożarze staropolskie dowody współczucia — on ani się zgłosił, ani dowiedział. Ryngoldowie nie odzywali się także, lecz w kilka dni kazali wieczorem pod spaloną stajnię przywieźć całe drzewo potrzebne na jej pokrycie, które u nich przygotowane stało do nowej budowy. Ekonom, co je składał, miał polecenie nie mówić, od kogo pochodziło, i, o ile się to da uskutecznić, pocichu je na placu złożyć. Hrabia, który natychmiast napisał do Juljana, ofiarując mu, co tylko było potrzebne, otrzymał podziękowanie. Cecylja kazała napisać, że już ma wszystko, że jest mu nieskończenie wdzięczna, ale niczego przyjąć nie może.
Nie uszło jej baczności, że Julek wzdychał do nauki i zazdrościł bratu. Wyrwał się z tem już w pierwszej chwili po przybyciu Henryka i potem kilka razy, za co się sam na siebie gniewał.
Henryk miał odjeżdżać, gdy Cecylja weszła do nich na górę, poważna jak zawsze, i smutniejsza niż zwykle i zamyślona. Łza się jej w oku kręciła, ale po ustach uśmiech przymuszony przelatywał.
— No, a gdzież Julka tłumoczek? — zawołała z progu, patrząc na maleńki podróżny przybór Henryka.
— Jakto? — spytał zdziwiony Julek. — Ja, o trzy mile tylko przeprowadzając Henrysia, niczego nie potrzebuję.
— A ja myślałam, mój drogi, że ty się zdecydujesz przeprowadzić go aż do Warszawy, i oto właśnie przygotowałam ci wiatyk.
Julek patrzył, mocno zdziwiony. Pogłaskała go po głowie.
— Serce ty moje, szkoda ciebie na ogrodnika. Tobie się trzeba uczyć i szukać innej drogi, szerszej a wyżej prowadzącej. Ja, stare pannisko, która na świecie nie mam nic lepszego do roboty, przy pomocy