Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/317

Ta strona została skorygowana.

poczciwego Praskiego, będę się tutaj krzątała, abyście mieli swój kątek i przytułek dla spoczynku. Julkowi trzeba dalej. Tak, jedź, mój drogi! Wiem, że z duszy tego pragniesz, żeś zostać chciał tylko dla mnie... Ale ja was przecie nie tracę — wy i tak nie zapomnicie o mnie... Dopóki ta groza od złych ludzi i strach były nad nami, przyznaję się wam, obawiałam się zostać sama. Ale teraz... Julek może jechać i — pojedzie.
Stał jeszcze Julek niepewny, czy ma tę ofiarę przyjąć. Serce mu biło; ale jakże było tę, która im zastąpiła wszystkich, zostawić samą na tej pustce, z jedną tylko pracą?
— Cesiu, to nie może być! — zawołał Juljan. — Zawszeż ty masz być ofiarą, a my tobie obowiązanymi, bez możności wywdzięczenia się? Mylisz się, sądząc, że już jesteś bezpieczna — został jeszcze marszałek.
Cesia uśmiechnęła się.
— Zerwał z nami, — rzekła — obawy nie mam, tem bardziej że, jak wszyscy głoszą, żeni się z panią Ratajewską.
— Przepraszam — wtrącił Julek. — Najbliższy sąsiad pięknej pani, hrabia Sulejowski, więc najlepiej uwiadomiony, zaręcza, iż ten cień projektu rozbił się o jakieś wątpliwości wdowy co do stanu majątku marszałka.
— Być może, ale miłość marszałka nie rozbiła się jeszcze o nic; zatem z tej strony możemy być spokojni. — Julek jedzie, — dodała stanowczo — ja proszę go o to... Julek jedzie uczyć się, czego chce, aby zostać czemś więcej, niż moim ogrodnikiem.
Uścisnęła go, mówiąc to, a brat w zapale do nóg się jej rzucił.
— Wszystko to bardzo ładne, — odezwał się Henryk — ale jeszcze nie rozumiem, jak można bez zgryzoty sumienia Cesię porzucić tak samą.
— Ale jakże samą? — żywo wtrąciła siostra. — Liczmy: ksiądz Kulebiaka, stary Szmul, filozof Pra-