Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/318

Ta strona została skorygowana.

ski, najpoczciwsza Piotrusia, a nawet i wisusowaty Andruszka.
— No, to dodajmy jeszcze jednego, — odezwał się Julek figlarnie — na którego ja liczę najwięcej.
Cesia się zarumieniła.
— Proszę cię, milcz.
— Moja droga, on jest z taką czcią dla ciebie.
— I ja też jestem dla niego z największą wdzięcznością, ale ponieważ postanowiłam, jak wiecie, zostać starą panną, opiekun tak młody byłby mi niewygodny. Nie zechcecie przecież siostry narażać choćby na pozory.
— Cesiu, on się z tobą ożeni! — zawołał Julek. — Ja ręczę.
— Ale ja nie pójdę za niego — stanowczo przerwała siostra. — Rzecz jest skończona. Pakuj swój tłumok, myśl o tem, czego się będziesz uczył, a mnie zostaw samej sobie i opiece Bożej. Przypomnijcież sobie, że mając lat szesnaście, opuściłam ten dom, nieświadoma życia, sierota, nie znająca ludzi, z wolą tylko niezłomną pracowania dla was i dla siebie. Z tej próby — westchnęła — wyszłam, jeśli nie zwycięsko, to ręką obronną, spokojna w sumieniu, i mogłam jeszcze otworzyć wam drzwi do nauki i pracy, natchnąć was odwagą. Zostawcież mnie z ogródkiem, który będzie moim, przeze mnie stworzonym światem. Znajdziecie mnie tu tęsknie zawsze was wyglądającą. Wkładam tylko na Julka ten sam obowiązek, jaki spełnia już Henryk, obowiązek regularnej, szczerej spowiedzi przed siostrą.
Julek był w humorze żartobliwym.
— A gdybym ja, broń Boże, zakochał się? — spytał.
— Byłoby to w istocie nieszczęściem wielkiem, bo oderwałoby cię od obowiązku zdobywania najprzód niepodległości; ale... sercu podobno rozkazywać nie można. Gdybyś się zakochał w ubogiem, poczciwem,