Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/319

Ta strona została skorygowana.

pracowitem dziewczęciu, któreby... — spojrzała mu w oczy. — Siostrze się przyznać i do tego potrzeba.
— Tymczasem — szepnął Julek — daję ci słowo, że zakocham się w nauce.
— Czemże chcesz zostać?
Julek się zafrasował.
— Może to nie wypada dla Horyszki...
Cecylja się roześmiała.
— Nie rozumiem — rzekła. — Wszak nawet szewcem mógłbyś zostać bez zakały dla imienia, byle nie partaczem.
— A! przepraszam, — krzyknął Julek — w takim razie wolę być ogrodnikiem.
— Więc czemże?
— Czem? Gdybym słuchał skłonności, zostałbym artystą... Ale malarz czy rzeźbiarz chodziłbym bez butów. Posłucham więc rozumu. Botanika mnie już trochę przygotowała, — szepnął Julek — ot, zostałbym doktorem z ochotą.
Cesia klasnęła w ręce.
— Cudownie! Tylko mocno, mocno uczonym i dobrym jak anioł! Czy może być co piękniejszego? Nie byłże i Chrystus lekarzem?
Cały dzień przepaplali tak i do wyjazdu nie przyszło. U stołu Henryk i Julek razem osnuli plan, aby, jadąc, wstąpić do Bobryniec do hrabiego i pożegnać go. Należało mu się to od nich za tyle przyjaźni dowodów. Cesia się nie sprzeciwiała.
— Dobrze, — rzekła — a ja nawet daję wam poselstwo do niego.
Zdziwieni bracia spojrzeli na nią.
— Tak jest. Powiedzcie mu, że ja go uporczywie, koniecznie swatać będę z Ryngoldówną. Jadwisia jest dobra... miła... ich położenie w świecie równe... wiek stosowny... Ofiaruję się gorliwie, jak prawdziwa przyjaciółka, popierać jego sprawę, wyrozumieć rodziców, pannę przygotować, natchnąć ją dla niego szacunkiem i życzliwością. Możecie mu to ode mnie