Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/321

Ta strona została skorygowana.

chłopcy ogrodowi, nakrywając jedne, odsłaniając inne rośliny, i stary Praski, w aksamitnej czapeczce na głowie, chodził po tem swojem państwie, z pociechą spoglądając, jak posłusznie rosły jego ulubione wychowanki. Zakład zawiechowski doszedł już był i wcale poważnych rozmiarów, i znakomitej sławy w sąsiedztwie. Był on w stosunkach z innemi tego rodzaju większemi w Europie instytutami i zaopatrywał je w rośliny krajowe, które kultura umiejętna przekształciła do niepoznania, ku ozdobie ogrodów.
Praski i panna Cecylja cieszyć się mogli dziełem swem, które zamiłowanie ogrodów, uprawę drzew owocowych, a nawet roślin pastewnych i nowych zbóż odmian, ułatwiało tej części kraju. Wszyscy też wkońcu, co z przekąsem odzywali się o dziecinnej fantazji panny Cecylji, nauczyli się oceniać jej zasługi. Ogród nie przynosił może fantastycznych tych zysków, o których ludzie roili, zdala nań patrząc, lecz nietylko utrzymywał siebie, dom, właścicielkę, ale starczył jeszcze na ulepszenia nowe, na pomoc Henrykowi i Julkowi i na stworzenie nieodbicie potrzebnego zapasu, na nieprzewidziane wydatki. Sam handel nasionami opłacał koszta wszelkie. Wiodło się co rok lepiej i raźniej.
Szkółki porosły, ogrody bujały — lecz ktoby spojrzał na smutne oblicze tej, co to wszystko stworzyła, nie wyśledziłby na niem tego zadowolenia, jakie słusznie zaczerpnąć mogła z widoku swojego dzieła.
Lat pięć tego spokojnego, pracowitego życia nie zostawiły po sobie śladów na młodej zawsze i pięknej twarzy Cecylji. Oczy jej czarne błyszczały tym samym ogniem inteligencji i uczucia hamowanego; świeżość nie znikła z oblicza, które rumieniec oblewał, lub bladość pokrywała, za najmniejszem drgnieniem serca. W towarzystwie zieloności i kwiatów, królowa ich, zdawała się wiekuistą młodość zapożyczać z ich blasków i woni; ale tęsknica spokojna, jakby skazanego nieodwołalnie na śmierć powolną, obło-