le go nie odstręczył od równie gorliwego spełniania obowiązków.
— Usque ad finem — powtarzał pocichu tym, którzy radzili mu więcej spoczynku.
Przychodził on często do ogrodu panny Cecylji, która kwiatów na ołtarze do kościoła obficie dostarczała, oglądał wszystko z zachwyceniem i nie mógł się potem nacieszyć tem błogosławieństwem Bożem, jakiego doznał Zawiechów. On i Piotruska, patrząc na to, do jednej zawsze myśli wracali: „żeby nasza starościna była tego dożyła!“
Gdy intrygi pana marszałka, wieściami uwłaczającemi sławie panny Cecylji, zaniepokoiły sąsiedztwo, a Ryngoldowie znacznie dla niej ostygli, po wyjeździe obu braci zamknęła się zupełnie w domu i oddała całkiem pielęgnowaniu swoich wychowańców. Zniknięcie Mazurowicza i jego żony, o którem różnie mówiono i wnioskowano, milczenie Sławczyńskiego, który ani źle, ani dobrze o Horyszkach nie mówił i wspomnień ich unikał — oddziałało też na usposobienie ogółu. Zaczęto zdala wpatrywać się ciekawie w to osobliwe gospodarstwo zawiechowskie, dziwić się mu, a sklepik z kwiatami i owocami, założony w miasteczku, ogromne miał powodzenie. Uprzedzenia znikały. Pełna powagi i spokoju postać panny Cecylji, która szła swą drogą, wcale zdając się na świat nie oglądać, najgorzej nawet usposobionym imponowała. Z nieprzyjaciół, usiłujących szkodzić, został jeden tylko pan marszałek. W miarę jak się polepszało Horyszkom, sprawa jego z nimi coraz dlań stawała się gorsza. Czuł to dobrze, lecz nie umiał radzić na to. Nie próbowano nawet zbliżać się do niego, czego on byłby może pragnął, lecz nie śmiał i nie miał ku temu sposobności. Rozpoczęte staranie o rękę pięknej pani Ratajewskiej dziwnie się jakoś rozchwiało, a raczej przeciągnęło niezrozumiale. Wdowa, dowiedziawszy się o nieszczególnym stanie interesów marszałka, zawahała się z oddaniem mu ręki; lecz że miała sprawę
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/324
Ta strona została skorygowana.