Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/325

Ta strona została skorygowana.

zawikłaną w Opiece, a pan Bolesław był jej potrzebny, nadzwyczaj zręcznie nie dopuszczała go do oświadczenia się, aby nie być zmuszoną, odmawiać stanowczo. Marszałek, którego czułe serce zawsze potrzebowało jakiegoś zajęcia, rzucał się potem w różne strony, nie mając do nikogo szczęścia, a ile razy dostał delikatną odprawę, powracał do pani Ratajewskiej. Tu zawsze przyjmowany był doskonale i bawiony; nadskakiwano mu, ale ostrożna pani układała się w ten sposób, aby, gdy niebezpieczeństwo oświadczenia zagrażało, napozór błahą i chwilową zwlec je przeszkodą. Kto inny byłby się może poznał na tym manewrze, który się często powtarzał i nie mógł być przypadkowy; lecz pan Bolesław pochlebiał sobie, że to były figle złośliwego losu, a nie filuternej pani.
Zdala dowiadywał się on rozmaitemi sposobami, o których wynalezienie łatwo mu było, jak i co się działo w Zawiechowie. Wypadek z Mazurowiczem, o którym potajemnie szeptano, bo stary Sławczyński sam się podobno przed jakimś przyjacielem, sub sigillo, o tem wygadał przy kieliszku, przeraził marszałka i dał mu do myślenia. Łatwo było obrachować, że opinja zwróci się ku tej rodzinie, na której on chciał zemścić się potwarzą; zamilczał więc i oczekiwał. Dowiedział się potem o wyjeździe Juljana i Henryka, o powodzeniu ich obu, o zyskanej przez nich niezależności, o poszanowaniu, jakie wzbudzała powszechnie panna Cecylja. Sprawa jego się psuła. Temu, co rzucił jawnie w obieg przeciw nim, kłam zadawał każdy rok upływający. Wiedziano, że między Zawiechowem a hrabią nie było żadnych stosunków, że panny Cecylji podejrzewać nie było nawet można, tak starannie choćby cienia pozoru unikała. Marszałek cofnąć się nie mógł, zamilkł wszakże. Radby był wyjść z tego fałszywego położenia, które teraz jemu najwięcej szkodziło, ale nie widział jakoś sposobu.
W czwartym już roku szukał pozoru, aby się znowu zbliżyć do Zawiechowa i przejednać z siostrzeń-