Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/327

Ta strona została skorygowana.

się umieli bez niczyjej pomocy, siłę ducha, z jaką walczyli i t. d., i t. d.
Julek musiał pozostać na obiedzie, a gdy wyściskany powrócił do Zawiechowa i zawiózł tam tę nieprawdopodobną wiadomość, Cecylja przyjęła ją, pobladłszy, i z twarzy jej wnosząc, raczej zafrasowana, niż uradowana.
Pan Bolesław nic nie wspominał o dalszych stosunkach, nie mówił, czy będzie w Zawiechowie, ale to prędzej lub później wypadało samo z siebie. Zapraszał tylko obu braci i, troskliwie dopytując się o ich losy, unosił się nad zdolnościami, jakich dali dowody.
Wobec osób, przed któremi wprzód tak jawnie oświadczał się przeciwko swym krewnym, rzecz została wcale innym sposobem usprawiedliwiona.
Gdy we dni kilka po przejednaniu się z Julkiem, który miał zawieźć do Zawiechowa gałązkę oliwną, spotkali się z podkomorzym Ryngoldem w miasteczku, stary nie mógł się wstrzymać, ażeby nie powinszował świętej zgody.
— Czcigodny panie podkomorzy! — zawołał, wysłuchawszy go, marszałek i ręce załamując tragicznie. — Jakie to nieszczęście, gdy u nas człowieka nie rozumieją i słowo każde fałszywie tłumaczą! Utyskiwałem nad losem moich siostrzeńców — prawda, oponowałem — prawda, nie byłem rad — prawda. Lecz proszę wejść w pobudki moje. Co mnie do tego skłoniło? co?... to co i dziś niezmiennie utrzymuję.
Podkomorzy słuchał z uwagą natężoną.
— Powiem otwarcie — ciągnął dalej marszałek. — Podkomorzy, mąż tak szanowany, patrjarcha nasz drogi, — tu go do piersi przycisnął — podkomorzy mnie zrozumiesz. O co szło? o co? O to, że dla starożytnej szlachty, jak Horyszkowie, których dziadowie i pradziadowie na województwach i kasztelanjach siadywali, ten sposób ratowania się od upadku, jaki wynalazła panna Cecylja, uparcie się go trzymając, ja znajdowałem niestosownym. Noblesse oblige...