Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/332

Ta strona została skorygowana.

Ogrodnik chętnie opowiadał, zawsze bardzo serjo, przygody swojego życia, wielce urozmaiconego, wykładał swoje dziwaczne teorje i dopiero wieczorem do domu powracał. Nazajutrz, choć niepytany, niby tak z własnego natchnienia, milczącej pannie Cecylji opowiadał Praski, co wczoraj widział, robił, nawet o czem mówili, o co się posprzeczali, powtarzając słowa hrabiego. Nigdy mu nie przerywano, ale milczenie go nie zrażało, nałogowo odbywał to, jak pańszczyznę. Czy wiedział o tem, czy nie, że służył za węzeł, łączący dwa serca, które biły dla siebie, dwie istoty, rozdzielone wymaganiami świata... tego się domyśleć było trudno. Wogóle Praski wyglądał, jakgdyby o niczem nie wiedział, co się na świecie działo.
Wszystko to trwało lata całe, stawało się powoli nawyknieniem, koniecznością, potrzebą, i nic nie zwiastowało, ażeby się tu co zmienić mogło. Było to coś doprawdy podobnego do życia Heloizy i Abelarda, patrzących na siebie zdaleka z dwóch klauzur, oczyma duszy i sercami... Hrabia nadto szanował Cecylję, ażeby się pokusił o zawiązanie bliższych, a zakazanych przez nią stosunków. Chciał okazać, że umie cierpieć, milczeć i być posłusznym.
Gdy Julek z Henrykiem, mając wyjeżdżać, otrzymali polecenie swatania hrabiego z panną Ryngoldówną, wywiązali się z tego dosyć zręcznie. Julek wziął to na siebie i pół żartem, pół serjo tę myśl siostry i życzenie wypowiedział. Hrabia słuchał zdziwiony i trochę niecierpliwy, a wkońcu jakby podrażniony.
— Kochany Julku, — rzekł — proszę cię, wszak pewnie pisać będziesz wkrótce do siostry. Napiszże, jak mi dobrze życzysz, że wogóle nie mam najmniejszej ochoty się żenić, że za ten projekt panny Cecylji, gdybym się na nią, którą czczę i wielbię, mógł pogniewać, doprawdy pogniewałbym się.
Julek co do słowa w liście do siostry to powtórzył.