Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/333

Ta strona została skorygowana.

Na tem się jednak nie skończyło. Gdy po pożarze w Zawiechowie znowu państwo Ryngoldowie zaczęli się zbliżać do Cecylji, a ona po wyjeździe braci i sama bywała częściej w Żytkowcach i przyjmowała podkomorzynę z córką, które tu niekiedy po całych dniach przesiadywały — z innej strony poczęła Cesia te swaty. Odmalowała hrabiego, jako człowieka charakteru szlachetnego, wytłumaczyła jego rozwód, wystawiła go z tak pięknej strony, iż i Jadwisia się nim trochę zajęła, i podkomorzyna wzdychała do tej myśli, aby go pociągnąć do córki. Nie śmiała długo o tem mówić mężowi, lecz naostatek jej się to wymknęło mimowolnie i wyspowiadała się ze wszystkiego. Z podkomorzym było wszakże dosyć trudno: człowiek prosty i prawy, niecierpiał rzeczy naciąganych i podrabianych.
— Wszystko to dobre, moja jejmość, — rzekł — wierzę święcie temu, co mówicie; ale... cóż my na to możemy? Ciągnąć go do córki?... a niech mnie Bóg od tego strzeże i moją dobrodziejkę także! Pójdzie Jadwisia zamąż prędzej, później; zostawmy to Opatrzności, ale nie uprzedzajmy jej ludzkim rozumem... on w tych rzeczach często zawodzi.
Podkomorzyna, w wielkim a wielkim sekrecie, tyle tylko uczyniła, iż pana Heljodora wykomenderowała parę razy, aby hrabiego przywiózł. Hrabia przyjechał, a macierzyńska troskliwość przypadkowo jakoś tak to ułożyła, iż Jadwisia miała sposobność mówienia długo i bez przeszkody z hrabią. Lecz od pierwszego słowa zapytał ją o pannę Cecylję, mówił tylko o niej i panna Jadwiga posłużyła mu za mimowolnego pośrednika między Zawiechowem a jego sercem. Zacna panna podkomorzanka, która szczęściem nie miała najmniejszej ochoty odbierać komu hrabiego, choć się jej wydał bardzo miłym zresztą człowiekiem — zrozumiała dobrze, iż były tam serce jego i myśli... i cieszyła się, że potrafi może zbliżyć tych ludzi dwoje.