Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/340

Ta strona została skorygowana.

to, by ich nie posądzano o polowanie na ogromny posag jedynaczki.
Dotąd udawało się Cecylji wybornie tych dwoje młodych rozdzielać; zdawało się jej nawet, że potrafiła ich zupełnie zobojętnić — gdy te dwa rumieńce, pochwycone przypadkiem, na nowo rozbudziły w niej dawną trwogę.
Pod smutnem wrażeniem tem siedziała dosyć milcząca. Henryk przysiadł się do podkomorzego, Cecylję pochwyciła sama pani i stało się wypadkiem, że Julek musiał bawić pannę Jadwigę. Zbliżyli się widocznie z uczuciem, które Cesia wyczytała z ich twarzy.
— Spodziewam się, — rzekła Jadwiga, spoglądając nań bardzo śmiało — że tym razem pan Juljan z nami pozostaje... Wszak wszystkie egzamina, patenta, eksperymenta dopełnione i masz pan już tytuł doktora, a zatem prawo życia i śmierci nad nami.
— Tak, pani. Idzie teraz o to, aby prawa te zużytkować i przywilej wprowadzić w życie.
— No, ale w okolicy, nieprawdaż? Winieneś pan, jako tutejszy, pierwszy owoc swej nauki nam... wszak tak?
— Tymczasem Hordziszewski starczy.
— Tak, doskonały doktór, ale człowiek niemiły a ostry.
Wśród tej rozmowy wejrzenia mieniały się, jak błyskawice. Ile razy Cesia spojrzała na nich, widziała albo ją z wlepionemi oczyma w niego, albo jego zapatrzonego w Jadwisię. A panna Jadwiga miała obyczaj tego domu; nie była kunsztowną istotą, ale szczerością samą, posuwając niekiedy wyraz uczuć swych aż do dziecinnej prawie otwartości słowa i obejścia.
— Zostaniesz pan z nami! — dodała. — Będziemy tak pięknie prosili, że się dasz skłonić do tego. Przynajmniej wtedy człowiek będzie mógł już śmiało zachorować, gdy zechce.
Julek się rozśmiał.