Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/341

Ta strona została skorygowana.

— Jeśli Hordziszewski odstraszał chorobę, to doprawdy nie godzi się miejsca jego zabierać.
— No, ale naprawdę — odezwała się podkomorzanka — jako dobrej, szczerej przyjaciółce jego siostry, powiedzże mi pan, co zamyślasz?
— Szukać sobie gdzieś miejsca takiego, abym nikomu nie zawadzał, a sam mógł się jeszcze uczyć wiele. W wielkich miastach...
— Ale fe! fe! nie marz pan o tem, — rozśmiała się i razem namarszczyła Jadwisia. — Jakże znowu siostrę tak samą zostawiać!
— Cesia tak doskonale daje rady sobie i drugim, że opieki nie potrzebuje.
Rozmowa, rozkołysana powoli, bujając w różne strony, szła bardzo żywo, lecz słowa nie stanowiły najważniejszej jej osnowy; oczami także mówiono wiele, aż Julek wkońcu, dostrzegłszy, że go siostra niespokojnie śledzi, zmieszał się i umilkł. Panna Jadwiga musiała także pochwycić jej wejrzenie, bo uśmiechnęła się i wstała szybko, aby kazać podwieczorek przygotować. Ponieważ właśnie w tej chwili podkomorzyna o coś Julka zagadnęła, pobiegła do salonu z przyjaciółką. Gdy się tu znalazły same, Cecylja za obie ręce chwyciła Jadwisię. Były z sobą teraz jak siostry.
— Jadziu, niegodziwa, niewdzięczna! czy się to godzi? — zawołała Cesia. — Bałamucisz mi brata! zawracasz mu głowę! Naco ci się to zdało?
Jadzia zapłoniła się, ale wnet odzyskała przytomność.
— A to dobre! — zawołała. — To mi już na Juljana spojrzeć nie wolno, dlatego że jest twoim bratem?
— Ale skądże ci się po raz pierwszy w życiu wzięła ta zalotność, której na biednym moim Julku chcesz próbować?
— O, o! — rozśmiała się Jadwiga — przywiduje ci się. Ciebie kocham jak siostrę, cóż dziwnego, że i on miły mi jest jak brat?