Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/342

Ta strona została skorygowana.

— Niech ci Bóg płaci, Jadziu, — przerwała, całując ją, Cesia — ale biedakowi może się głowa zawrócić. Moja droga! pocóż? naco?
Biegły tak, rozmawiając, w głąb domu. Jadwisia się nagle zatrzymała.
— Cóż to? czy ja już kochania nie jestem warta?
— Jadziu! — rzucając się jej na szyję, poczęła Cesia — dosyć tego żartu! Myśmy biedni ludzie, a tak jak grandy hiszpańskie dumą naszą się obwijamy. Pamiętaj, myśmy biedni ludzie... nam kochać nie wolno, tylko tych, co z nami stoją narówni.
— Dziecko jesteś, choć starsza ode mnie — poczęła Jadwiga, coraz poważniejąc. — Tych maksym nie chcę słuchać. Gdyby... mi się Juljan podobał, na złość tobie zawrócę mu głowę, no, i będzie musiał ożenić się ze mną.
Ostatnie słowa rzuciła jej w ucho i uciekła.
Cecylja stała jak przybita, blada i naprawdę zaniepokojona. Zrobiło się jej przykro. Chciała doczekać się w tem samem miejscu Jadzi, aby się z nią rozmówić; ale po kilku minutach dostrzegła ją już przez ogród zapewne wbiegającą na ganek i sadowiącą się śmiało koło Juljana, z którym zaczęła rozmowę. Cesia pociągnęła też ku gankowi. Oczy się ich spotkały, a Jadzia, szydersko spojrzawszy i nieco wyzywająco, cała potem zwróciła się do doktora.
Było to tak dalece uderzające, że i marszałek dostrzegł, a może i rodzice. Lecz oni oboje patrzyli na to jakoś obojętnie. Juljan też, choć go oczy siostry nieustannie przestrzegały, ożywił się, stał swobodnym i zdawał na następstwa wcale nie zważać.
Stary podkomorzy z marszałkiem rozprawiali tymczasem o sąsiedztwie.
— Bardzo zacny to człowiek, ten hrabia Sulejowski, — mówił Ryngold — człek poważny, na którego charakter rachować można. Wszyscy go szacujemy wielce. Pięć lat oto mieszka w okolicy, a na złośliwych