Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/359

Ta strona została skorygowana.

Milczenie siostry trwało chwilę; zwróciła się potem ku niemu z uściskiem.
— Stało się! — powtórzyła. — Przyznaję się, że nie chciałam tego, ale wyście chcieli i przemogli... zwyciężyła Jadzia. Błogosławieństwo siostry może dla was być obojętne... Ja jednak stawiam warunek: kochany Julek nie wyrzecze się swojego powołania, nie pójdzie na koszt teścia i żony... będzie pracował. Jadzia, jeśli cię kocha, musi za karę być panią doktorową i Ryngoldowską mitrę nabok razem z pychą odłożyć. Życie na wsi, takie, jakie widzimy tu dokoła, może być bardzo przyjemne, ale się zmieniły stosunki i ono przestało być trudem, posłannictwem, a stało się uregulowane próżnowaniem i czczą rozrywką. Ludzie w niem oduczają się myśleć, stają się machiną do zabijania czasu, a mój Julek czemś więcej być powinien.
— Dobrze, Cesiu. Jutro jedziemy z tobą do Żytkowic i ty, jako nasza dobra opiekunka, a odważna niewiasta, wypowiesz to Ryngoldom. Zgoda!
Podali sobie ręce. Cesia zamyśliła się.
— Doprawdy są fatalizmy na świecie i przeznaczenia. Na pierwszy widok Jadzi miałam przeczucie i obawę. Wyprawiłam cię na długo, myślałam, że się to zerwie; ale nic nie pomogło: Jadzia postawiła na swojem.
— Pozwólże mi być szczęśliwym trochę! — szepnął Julek pieszczotliwie. — Henryk już nigdy nim nie będzie, a ty...
— Ja jestem zupełnie szczęśliwa — surowo przerwała Cecylja. — Pomóż mi zapisywać nasiona.
I zwróciła natychmiast rozmowę.

VI.

Wiosna, po długich oczekiwaniach, jednego ciepłego wieczora przypłynęła na skrzydłach deszczyku, który ziemię odwilżył; słońce przygrzało naza-