z weselem, aby móc towarzyszyć w podróży Cesi, gdy chodząc między staremi drzewy, ujrzała gosposia coś w ulicy ku Zawiechowu tak niezwyczajnego, iż w pierwszej chwili wydało jej się to złudzeniem oczu. Mało tu kto bywał, oprócz znajomych niewielu, których na palcu zliczyć mogła panna Cecylja i poznać zdala.
Tym razem osóbki, ukazujące się w ulicy, zupełnie zdały się jej obce. Były to dwie prawie w rówieśnym wieku dziewczynki, ładniuchne jak dwa różane pączki, ubrane jednakowo, trzymające się za ręce i powoli z podziwieniem, jakby z obawą, posuwające się ulicą w głąb ogrodu. Ciekawie zaglądały na prawo, na lewo, jakgdyby kogoś czy czegoś szukały. Szły zwolna, a po drodze to się schylały do kwiatków, to stawały nad niemi zdziwione. Jedna drugą potem odciągała.
Panna Cecylja patrzyła, nie mogąc tych gości zrozumieć — gdy spostrzegła wdali kobietę młodą jeszcze, skromnie, ale wykwintnie zarazem ubraną, która dawała się dzieciom wyprzedzić i szła zamyślona za niemi.
Dziewczęta, długo tak wałęsając się w prawo i lewo, nagle zobaczyły pannę Cecylję.
Okrzyk wydobył się z ich ust i puściły się ku niej, wyprzedzając prawie razem; potem padły na nią, obejmując ją rękami i wołając uradowane i zdyszane:
— Panna Cesia! panna Cesia!
Na ten odgłos i kobieta, idąca powoli, przyśpieszyła nagle kroku i otwarła ręce. Zbliżyły się ku sobie i uścisnęły serdecznie.
— Widzisz, aż tu cię znalazłam, aż tu dogoniłam, tak mi za tobą nieznośnie tęskno było, mnie i twoim wychowankom, które, jak widzisz, podrosły, ale swojej drogiej nie zapomniały nauczycielki.
Cecylja była przejęta i wzruszona. Dziewczęta ciągle ją rwały za suknię i ręce.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/361
Ta strona została skorygowana.