Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/365

Ta strona została skorygowana.

oboje... Czułam się wolną i byłam panią siebie... mogłam temu, który czekał na mnie cierpliwie lat tyle, oddać rękę... Zagłoba, który stracił małe dziedzictwo, jakie miał, zajmował urzędową posadę w Warszawie. Z bijącem sercem poleciałam ku niemu.
Głosu zabrakło pani Krystynie... spuściła głowę.
— Ale co lata, świat i życie uczynić mogą z człowieka! — szepnęła po chwili. — Nie poznałam go... Nietyle twarz może, ile sam charakter się odmienił, choć miłość zdawała się ta sama, równie gorąca... Starałam się jednak nawyknąć do tego nowego człowieka, którego, w imię przeszłości, przyjąć byłam zmuszona. Znasz szlachetny i pełen delikatności charakter hrabiego, który, nie kochając mnie, umiał być zawsze równie dobrym i uszanowania pełnym. Niegdyś zdawało mi się to chłodem... Zagłoba był nieco rubaszny i czuć w nim było o kilka stopni niższy od tego, w jakim żyć nawykłam, świat i obyczaj... nie raziło mnie to jednak z początku... Małżeństwo zresztą było nieuniknione; dałam słowo i musiałam go dotrzymać... Cesiu moja! ani dnia jednego nie byłam szczęśliwa, a dziś walczyć muszę, aby się najnieszczęśliwszą nie nazwać. Ideał młodości rozbił się, przetworzył, stał najpospolitszym i najprozaiczniejszym z ludzi. Napróżno usiłowałam go dźwignąć z upadku i postawić na piedestale, który mu zgotowałam, budując go przez lat tyle... on mnie pociągał na niziny.
Zamilkła chwilę. — Cesia słuchała, nie mówiąc ani słowa.
— Widzisz we mnie, — ciągnęła dalej pani Zagłobowa — ostygłą i rozczarowaną istotę, która siłą ducha trzyma się na falach życia, aby nie utonąć. Jakże niebezpieczne są te szały oślepiające młodości, ta młodość sama, co tak cudnie stroi swym wdziękiem tych, którzy po chwili w najpospolitszych zmienić się mają! Któżby mi był przepowiedział, że idealny kochanek zmieni się w najtrywjalniejszego szulera,