Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/366

Ta strona została skorygowana.

próżniaka i lekkomyślnego gadułę?... A jednak tak się stało. Być może, iż ja tak samo z dzieweczki naiwnej, zmieniłam się w oczach jego w nieznośną i wyschłą od bólu kobietę. Dziś, moja Cesiu, zamiast szczęścia, otrzymałam naukę, iż na świecie próżnoby go szukać było. Są błyski i chwile niebiańskie... ale życie na tych wysokościach utrzymać się nie może, skrzydła nie starczą... spadamy na ziemię. To dwoje dziewcząt moich tylko na świecie mnie trzyma... wszystko zresztą mi zobojętniało.
Smutnem tem wyznaniem skończył się wieczór. Mówiły długo jeszcze... Cecylja wróciła późno do swojego pokoju, zadumana, niespokojna.
Weselej rozpoczął się dzień następny, a błysk ten winni byli wszyscy dwom dziewczątkom, którym życie się jeszcze śmiało i one życiu.
Nadjechała Jadwiga z podkomorzyną. Pani Krystyna w tem nowem kółku odżyła trochę, zapomniała trosk i zawodów. Sam widok dwojga narzeczonych, Jadwigi i Julka, mógł myśli rozpogodzić, tak tych dwoje kandydatów do życia używało dni najpiękniejszych nadziei całą duszą. Oni i dwie małe córki pani Krystyny zdawali się równie dziecinnymi... bawili się razem, śmieli jednakowo i wszystko im było dobre, wesołe, zabawne.
I Cesia też przy nich odżywała chwilami, a nawet matka dawała się pochwycić w to zaczarowane młodości koło. Podkomorzyna, która wcale nie zestarzała, mimo swych siwych włosów, do łez się nieraz śmiała i bawiła wybornie. Dzień zbiegł szybko i, gdy przyszło Ryngoldom odjeżdżać, każdyby go był rad przedłużył.
Ponieważ ciemno się troszkę zrobiło, Julek siadł na konia przeprowadzać narzeczoną i wskazywać drogę; dziewczęta zasadzono w drugim pokoju, a pani Krystyna została znowu z Cesią.
Coś widocznie miała na sercu i przygotowywała się