Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/368

Ta strona została skorygowana.

Zamiast listu, Julek podjął się do dnia pojechać po hrabiego i zwiastować mu tę dobrą nowinę, jak się zdawało, niespodzianą.
Szanowny doktór medycyny, mimo udawanej czasem powagi, gdy mu na myśl przyszło, jakie na sobie dostojeństwo dźwiga, był wesół, żywy, roztrzepany jak nigdy. O świcie kazał konia osiodłać i puścił się w poselstwie do Bobryniec.
Przybył też tam bardzo rano i niezmiernie się zdziwił, spostrzegłszy hrabiego już ubranego w ganku, krzątającego się niespokojnie.
Juljan, który go nie widział od swoich zaręczyn, miał mu i tę jeszcze wieść szczęśliwą do zwiastowania, gdy Sulejowski, ściskając go w ganku, sam rozpoczął od powinszowania.
— Skądże hrabia wiesz?
— Cały świat już wie o tem. Ryngold sam to rozgłasza. W pierwszej chwili była to nowina tak niespodziana i sensacyjna, iż jej winienem bilecik pani Ratajewskiej. Pierwszy raz odważyła się obesłać mnie listem, w imię tak nadzwyczajnego wypadku, ręcząc za jego prawdziwość.
Julek ruszył ramionami.
— A ja też do hrabiego przybywam z przynajmniej równie zadziwiającą, ale wielce, jak mi się zdaje, wesołą nowiną.
Spojrzał mu w oczy Sulejowski, jakoś się dziwnie niedowierzająco uśmiechając.
— Dwie wasze śliczne córeczki są z matką u nas... Zapraszamy hrabiego, abyś je odwiedził.
Sulejowski odetchnął, nie okazując jednak zadziwienia.
— Troszkę się je widzieć spodziewałem, były mi przyrzeczone — rzekł. — Rad tylko jestem, że pani Zagłobowa wasz dom wybrała. Cieszy mnie to nieskończenie, ze wszystkich względów. Boję się być pannie Cecylji natrętnym, ale na ten raz jeden znieść mnie musi. Pójdź, zjedz śniadanie, a ja dla moich