Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/369

Ta strona została skorygowana.

dziewcząt każę zapakować prezenta już przygotowane. Potem koń twój pójdzie luzem, a my pojedziemy razem.
Dopiero teraz dostrzegł Julek, że hrabia był tak ubrany, iż mógł pojechać choćby zaraz.
Cały stos pudeł i pudełek poznoszono do powozu. Hrabia śpieszył niezmiernie; śniadanie więc trwało niedługo i, jak tylko obrachować było można, iż godzina przybycia do Zawiechowa wypadała przyzwoita, wyruszyli. Julek w drodze był gadatliwy, hrabia zamyślony i milczący. Chwilami można go było posądzić o takie roztargnienie, iż nie słyszał, co do niego mówiono.
Gdy Zawiechów się ukazał wreszcie, niepokój Sulejowskiego zwiększył się jeszcze. Stanęli u ganku. Pani Zagłobowa z dziewczętami wyszła. Córki rzuciły się do ojca, który je namiętnie ściskać zaczął. Pocałował w rękę ich matkę i weszli do saloniku. Tu czekała Cecylja, blada, drżąca, pomieszana, usiłując się zdobyć na pozorny przynajmniej spokój. Hrabia pośpieszył ku niej, nie mniej poruszony i, chociaż ręka wyciągnięta była do angielskiego powitania, gorąco ją ucałował.
— Pani mi wielką dziś wyświadcza łaskę — rzekł cicho. — Chciej wierzyć, że z duszy wdzięczen za to jestem.
Córki mu dłużej mówić nie dały, uwiesiwszy się u obu rąk i napastując go pytaniami.
— Tatko się zestarzał, — rzekła młodsza — ale zawsze taki ładny, jak był.
— Daleko ładniejszy od pana Zagłoby — dodała druga z przekąsem.
Rozmowa stała się powszechną i żywą. Dziewczętom Julek szepnął o pudełkach; radość wybuchnęła wielka i zamęt straszny. Pobiegły po te skarby i z pomocą doktora medycyny zaczęły je wprost znosić do pokoju, a potem rozpakowywać.