Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/373

Ta strona została skorygowana.

— Ale za cóż jego masz karać? — odezwała się Krystyna. — Wierz mi, przecierpiałaś tyle, iż odpokutowałaś to, co w twem sumieniu zdawało ci się grzechem. Cesiu moja, nie zabijaj tego człowieka. Wytrwał on dotąd, lecz któż wie, jak i gdzie rzucić go może rozpacz. Jego miłość dla ciebie przetrwała próby ognia i lodu i najstraszniejszą czasu próbę... Daj się ubłagać! Ja cię za nim proszę... Niech ja, com była jego żoną na to, ażeby mu zatruć życie, przyniosę mu pociechę, niech ja wasze ręce połączę. Któż naówczas będzie śmiał was potępić?
Cecylja oczy sobie zakryła i padła na krzesło; łzy się jej rzuciły i szlochać zaczęła, a Krystyna przyklękła przy niej, obejmując ją rękoma i szepcąc słowa pociechy.
Rzućmy zasłonę na tę scenę, której pierwszy brzask poranka był jeszcze świadkiem. Gdy się rozeszły dwie przyjaciółki, Cecylja padła na klęcznik i modliła się długo.
Nazajutrz hrabia przyjechał o tej, co pierwszym razem godzinie. Gdy wchodził do salonu, wzrok jego, pierwej niż na Cecylję, zwrócił się na Krystynę, która bardzo nieznacznie oczyma mu wskazywała, że — zwyciężyła. Przywitali się w milczeniu. Przy Julku i dzieciach nie było mowy, tylko o nich.
Bardzo zręcznie udało się potem pani Zagłobowej doktora z panienkami odprawić do ogrodu. Zaledwie drzwi się za nimi zamknęły, gdy wstała i podeszła do Cesi. Całując ją w czoło, ujęła jej rękę drżącą i, złożywszy ją w dłoń hrabiego, który kląkł w uniesieniu i zachwycie — wybiegła, nie mówiąc ani słowa.
— Stało się, — rzekła Cecylja — moje męstwo, ofiary — wszystko... nie przemogły przeznaczenia... Jestże to sen?...
Hrabia rękę jej do piersi przyciskał.
— O, zapomnijmy, — odpowiedział cicho — wszystko przeszło. Noc to była czarna, burzliwa, straszna!