Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/41

Ta strona została skorygowana.

w ferworze opowiadania, może też ciekawy, spodziewał się wkońcu czegoś o podróżnym dowiedzieć; ale właśnie gdy się zabierał ciągnąć dalej, gość otarł usta, wziął kapelusz i chustkę, bardzo uprzejmie skłonił się Drapackiemu, potem urzędnikowi i śpieszniejszym krokiem niż wprzódy, wysunął się z restauracji.
— To jakaś fanaberja! — mruknął pisarz. — Pan nie wie, kto to taki?
— Nie wiem, przyjezdny, z za Warszawy.
— Trzeba posłać na pocztę, zobaczyć podorożną.
Drapacki, po porterze i herbacie nic już tego dnia nie mając do czynienia, zasunął się w kąt kanapki i zabierał do drzemki; Machczeńko, biorąc to za delikatną odprawę, począł świstać i, nałożywszy czapkę, wyniósł się z pokoiku.
Podróżny wprost powrócił do zajętego przez siebie mieszkania, w którem służący już był przygotował pościel i bardzo wykwintne przybory toaletowe.
Po namyśle zwrócił się do kamerdynera.
— Jerzy, — rzekł — jeśli to być może, poproś do mnie gospodarza.
Nie mówiąc słowa, służący porzucił, co trzymał w ręku i wybiegł natychmiast. Pośpiech, z jakim spełniał rozkaz pana, był pewną oznaką, że nieznajomy musiał równie własnemu słudze, jak obcym imponować swą arystokratyczną postawą i obchodzeniem się.
Wkrótce potem poważny Szmul, w żupanie już tylko, z ogromną chustką od nosa w ręku, wszedł, witając podróżnego uprzejmie, ale z godnością człowieka, który nawykł do świata i ludzi.
Przywitał go nieco zakłopotany podróżny... zdawał się szukać słów na rozpoczęcie rozmowy i wahać się z tem, co ma powiedzieć.
— Proszę pana kupca — odezwał się wreszcie prawie z nieśmiałością — jestem tu przypadkiem, w przejeździe. Wypadkiem, zaszedłszy tu do restau-