Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/42

Ta strona została skorygowana.

racji, posłyszałem od kogoś z miejscowych o familji Horyszków. Ja ich nie znam, — dodał z naciskiem — wcale ich nie znam, ale dawniej o tej rodzinie wiele słyszałem. Nie mógłbyś pan mnie objaśnić, którzy to są Horyszkowie?
Szmul bystro przenikliwem okiem wpatrzył się chwilę w mówiącego, nie odpowiadając zaraz.
— Jakto, proszę jaśnie pana, którzy? Ja nie wiem, czy inni gdziekolwiek się znajdują. Mnie się widzi, — odparł, cedząc wyrazy — że to są już ostatni Horyszkowie na Litwie.
— No, ja zresztą nie wiem — szepnął gość.
— To są Horyszkowie, których był cały klucz Zawiechowski, piękne dobra, co na nich teraz czterech panów siedzi, a każdy z nich całą gębą pan.
Ruszył ramionami i westchnął.
— Nie idąc dalej, proszę jaśnie pana, pani starościna, żyjąca jeszcze, jest z domu Osmólska. Syn jej, pan starościc, żonaty był z hrabianką O. Ojciec starosty miał tytuł kasztelana. Cóż mam więcej powiedzieć?
— Słyszałem tu właśnie, że tak strasznie upadli — rzekł podróżny.
— To pan dobrze słyszał, upadli strasznie — rzekł Żyd z uczuciem. — Lubili pańsko żyć, a rachunku nie było. Starościc wiele ludziom świadczył, a oni za to mu się odwdzięczyli, rozrywając jego fortunę. Umarła najprzód żona, widząc ruinę, zmarł potem i on, i została jedna staruszka, która po dziś dzień żyje, a raczej dogorywa.
Spuścił głowę Szmul i zamilkł.
— A dzieci starościca? — spytał cicho i nieśmiało ciekawy podróżny.
— Dzieci wychowała starościna — równie cicho odpowiedział zapytany i urwał.
— Są przy niej?
Żydowi znać te pytania wydały się jakoś podejrza-