zami, ale też starościna niewiele się tem zajmowała i rzadko kiedy dała znak, że ją coś więcej obeszło.
Tego dnia ranek był duszny, o czem Piotruska nie zaniedbała zawiadomić pani; ksiądz wikary do sąsiedniej wsi pojechał do chorego; zrana bardzo Drapacki, wyszedłszy na przechadzkę, nie mając co z nudów robić, rozmawiał dosyć długo z klucznicą i różnych jej sąsiedzkich udzielił plotek. Jedna szczególniej wyrwała się jej niepotrzebnie, że zaręczyny panny Hanny Sławczyńskiej za tydzień dopiero odbyć się miały, gdy wikary wczoraj z największą pewnością utrzymywał, że chłopcy właśnie się na nich zabawić tak długo musieli. Postrzegła się poniewczasie Piotruska, że zbyt długim językiem przyczyniła pani troski, wyplątała się z tego niezgrabnie i zabrawszy tackę, w dosyć złym humorze wybiegła do swego mieszkania spędzić gniew na dziewczynę, na którą gderać postanowiła, co wlezie.
Już, podparłszy się w boki, rozpoczynała od zarzutów lenistwa i ospalstwa, gdy podniósłszy na turkot jakiś głowę, postrzegła nejtyczankę, czterema konikami w dosyć skromnych ale ładnych szlejkach zaprzężoną, która właśnie w bramę pałacową zajeżdżała. Na koźle siedział znajomy jej wisus Andruszka a na bryczce dwaj młodzieńcy. Byli to z przedłużonej wycieczki powracający panowie Juljan i Henryk Horyszkowie.
Zaledwie ich poznała Piotruska, dała pokój dziewczynie, zapomniawszy o niej, i co najprędzej, biegiem prawie, pośpieszyła do starościny. Otworzyła tylko drzwi, wsunęła głowę i zawołała:
— Panicze przyjechali!
Potem śpieszniej jeszcze tylnemi drzwiami udała się na dziedziniec.
Juljan właśnie był zsiadł i dobywał strzelby, a Henryk szukał czegoś w nogach, gdy Piotruska, biorąc się pod boki, stanęła w ganku.
Julek ją postrzegł pierwszy i uśmiechnął się do
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/45
Ta strona została skorygowana.