Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/54

Ta strona została skorygowana.

pomnieć. Mój panie Szmul, jak tylko siwkę sprzedam, słowo daję... oddam... ale żeby babka o niczem nie wiedziała...
Szmul spojrzał milczący, chwilę kazał czekać na odpowiedź, a potem odrzekł spokojnie:
— Ja o długu nie mówię nic.
— Ale ja sam się niepokoję...
— Nie dokuczam przecie — odezwał się stary. — Ja tu z innym przyszedłem interesem.
To mówiąc sięgnął za żupan; w ręku zaszeleściał mu papier. Zbliżył się do niespokojnego trochę Henryka.
— Cóż to jest? — podchwycił Henryk.
Żyd począł, swym zwyczajem z flegmą i powoli cedząc wyrazy:
— Wczoraj pani starościna wysłała mnie na pocztę, dowiedzieć się o list od panny Cecylji. Do pani starościny tam żadnego nie znalazłem, ale do mnie był.
— Od kogo?
— Od panny Cecylji.
Henryk z widoczną obawą przyskoczył do Szmula.
— Czy się jej co nie stało? — zawołał niespokojny.
— Może Bóg da, że nic, — rzekł Żyd — ale dziwna rzecz, że do mnie kilka słów napisała, prosząc, abym panu Henrykowi do rąk list jej oddał, tak żeby odrazu starościna o tem nie wiedziała.
To mówiąc, Szmul z koperty wydobył list, który chciwie pochwycił Henryk, a sam, skłoniwszy się, zabrał się zaraz do wyjścia, aby do czytania nie być przeszkodą. Zaledwie się drzwi za nim zamknęły, gdy Henryk pobiegł do okna i czytał co następuje:

d. 5 maja 18...
Warszawa.

„Mój drogi Henryku. Tym razem osobno do ciebie piszę, bo nie chcę babci przestraszać... Proszę cię, byś ją przygotował... wracam do was.