Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/59

Ta strona została skorygowana.

Cecylkę widzieć choć raz, choć na chwilę przed śmiercią. Jam stara, dni moje policzone. Nie śmiałam od niej tego jednak wymagać. Jej tam dobrze, dostatnio, ona do wygód przywykła, a tu smutek i ubóstwo. Pocóż ją ściągać, aby cierpiała z nami? Ja przed nią, jak mogłam, taiłam położenie nasze. Ale... jeżeli ty, Henryczku, sądzisz, jeśli to bierzesz na swoje sumienie... tu uproś ją na krótko. Ja tak jak nie znam Cecylki... ja...
Staruszka oczy sobie chustką zakryła i zaczęła płakać. Henryk zaręczył, że Cecylję sprowadzi. Przez cały obiad o niczem innem nie mówiono. Starościna popłakiwała, ale dziwnie była wesoła. Zaledwie wstali od stołu, dwaj bracia oznajmili, że pójdą zawczasu mieszkanie przygotować dla siostry. Staruszka przez ten czas siadła się modlić.
Przy wielkich serca przymiotach, poczciwa Piotruska miała wadę jedną: nie lubiła zbyt systematycznego porządku. Zawsze niezmiernie zajęta, śpiesząca się, nie dbała ani o zbytnią czystość, ani o ład w tem, co ją otaczało. Gdy więc przyszło po obiedzie zajrzeć do pokoju, przeznaczonego dla panny Cecylji, który ona sama bez świadków rada była wprzód trochę uporządkować, nimby go oko profanów ujrzało, zafrasowała się nieco. Miała nawet ochotę nie wpuścić chłopców, ale Julek nalegał, a temu nie umiała nic odmówić. Poczęto tedy szukać klucza, bo i ten się gdzieś był zarzucił. Próbowano aż trzech; czwarty dopiero zardzewiały zamek otworzył. Wilgotne i chłodne powietrze wionęło z wnętrza... myszy spłoszone zaszeleściały po kątach. Piotruska kazała chłopcom czekać w progu, a sama poszła okiennicę otworzyć. Ona tylko jedna mogła tego dopełnić bez światła, gdyż przejście zarzucone było gratami. Z trudnością odryglowała ją, a gdy blask dnia padł na pokój przez szyby przyćmione, oczom paniczów przedstawił się widok osłupiający. Pokój w środku przepełniony był wszystkiem, co gdzie w domu kiedy okazało się