Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/60

Ta strona została skorygowana.

niepotrzebnem, a wartem jednak przechowania. Połamane ramy, zgruchotane krzesła, porujnowane kanapki, kawałki marmuru z potłuczonych stołów, najrozmaitsze pudełka, gospodarskie rupiecie, stare firanki... czegóż tam nie było? W kącie stało łóżko dawne panny Cecylji, z pawilonem spłowiałym, podgarniętym do góry. Henryk pobiegł okna otworzyć, bo powietrze było nie do zniesienia.
Julek ręce łamał.
— Ale niema bo nic tak strasznego, tylko się wam tak wydaje — zawołała, rozglądając się, Piotruska. — Jak mi Bóg miły! Dziewczyna wyniesie precz te rupiecie, a zobaczycie, że jak go oczyszczę, pokój będzie... karaj Boże do wieku! Wszystko jest, co potrzeba i co dawniej pannie Cecylji służyło, tylko że się rupieci naniosło. Małe rzeczy! jakoś to będzie!
Chłopcy dla zabawki rzucili się obaj uprzątać, śmiejąc się i swawoląc. Dziewczyna i zawołany Andruszka przenosili do ciemnej komórki, wskazanej przez Piotruską, to gradobicie, jak ona nazywała. Wyrzucić trudno było, choć napozór żadnej nie miało wartości, bo choćby się tylko zimą furę opału oszczędziło, paląc te szczątki, to i takby się przydały.
W istocie, po wyniesieniu rzeczy niepotrzebnych, przyszłe mieszkanie panny Cecylji przybrało inną fizjognomję. Pozostało w niem stare łóżko z pawilonem, którego materace z myszych nadużyć podjęła się oczyścić sama Piotruska. Znalazła się także stara komódka rozbita, płytą białego marmuru okryta; dalej kanapka, stół przed nią, nawet jakieś biurko, które się nie zamykało i całkiem otworzyć nie dało. Ściany w drewnianych okładzinach okrywało obicie dawne, mało co podarte, i cudem u sufitu ocalał pająk szklany, niebardzo popsuty, z poprzywieszanemi gdzie niegdzie szkiełkami, których część leżała na ziemi. Piec, w kształcie kolumny, z wazonem na wierzchu, tylko drzwiczek potrzebował, jak zapewniała klucznica.
Drzwi stąd wiodły wprost do sypialni starościny;