Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/61

Ta strona została skorygowana.

wprawdzie były one oddawna zamknięte, ale związek dwóch mieszkań mógł być przywrócony. Z okien widać było cienisty ogród, stary, zarosły, zaniedbany, zdziczały, lecz pełen drzew i zieleni.
Piotruska się zakręciła, rozmyślając, coby tu dodać jeszcze, i znalazła, że pannie Cecylji będzie jak w raju. Na podłogę trochę popsutą któżby zwracał uwagę? Przypomniano sobie jakąś starą tualetę z resztką zwierciadła, którą miano postawić w kątku. Henryś i Julek wyszli, radzi, że się jakoś wszystko tak wyśmienicie składało. Młodszy, zmęczony, dał się namówić i spać się położył, a Henryk, ze stajni wziąwszy konia, popędził gdzieś w pole i nie było go do późnej nocy. Wrócił czegoś zasępiony. Julkowi, gdy o zachodzie słońca się obudził, kazała Piotruska, aby babkę koniecznie wyprowadził do ogrodu. Niebardzo chętnie dała się na to namówić starościna, lecz Julek tak naglił i przymilał się, iż mu wreszcie uległa.
Ogród ten, bardzo rozległy, był niegdyś jednym z najpiękniejszych w okolicy; dziś stał się tak straszną jak pałac ruiną. Środkową ulicę lipową w wielu miejscach powyszczerbiały burze; szpalery boczne straciły swe kształty i w środku porosły krzakami i chwastem. Ścieżki wydeptane zastępowały ulice. W lewo dawne szklarnie, spalone i obalone, były już tylko gruzu kupą. Sad owocowy zdziczał i wysechł. Smutno tu było i pusto; ale w drzewach świergotały ptaszki i świeża zieloność ubierała stare olbrzymie lipy, graby i klony. Gdzie niegdzie z zapuszczonego klombu śród trawy dobywały się irysy uparte, zdrobniałe narcyzy i kwiaty pielęgnowane niegdyś i pieszczone, a dziś zapomniane. Dawne ogrodzenie, poniszczone a połatane ladajako, przepuszczało tu z miasteczka nadchodzących chłopców, którzy łamali, psuli i niszczyli, co napadli. Niepodobna się im było obronić.
Mimo tego opuszczenia, ogród ze swą ciszą uroczystą był piękny prawie, a malarz znalazłby w nim nie-