Nim jednak do chorego zaszedł, wprzódy po informacje wstąpił naprzeciwko do poczthaltera. Hordziszewski, człek bywały, uczeń niegdyś Śniadeckiego i Franka, lekarz, botanik, człek mądry, więcej jeszcze może znał ludzi, niż medycynę, i dlatego był właśnie doskonałym doktorem. Małego wzrostu, z głową łysą, okrutnie wielką, żywy, gorączka, bystrego spojrzenia, rozkazującego tonu w mowie, ani z panami, ani z biednymi nie umiejący czynić ceremonij, nie szanujący delikatnych nerwów i nauczony widzieć w każdym tylko mniej więcej popsutego, naturalnego człowieka — Hordziszewski był trwogą, ale zarazem i opatrznością tych, co się do niego uciekali. Obawiano się jego brutalstwa, lecz szanować musiano charakter i naukę. Poczciwy był z kościami, ale w obejściu się cyniczny często, a zawsze ostry i nieprzyjemny. Tylko doktorowi godzi się mieć taki obyczaj i tylko doktór z nim znośnym być może. Hordziszewskiego bali się ludzie, jak ognia, ale obyć się bez niego nie było podobieństwa. Rywal jego, młody, słodziuchny doktorek, ładny, miły, elegant — był ulubieńcem wszystkich pań w miasteczku i po wsiach. Cóż z tego, kiedy mu się z medycyną wiodło tak nieszczęśliwie, diagnozę miał tak chybną, że najczęściej kuracja jego kończyła się pogrzebem. Hordziszewski chorego nie pieścił, brał się do rzeczy energicznie, na żadne protestacje nie zważał, lecz chyba zgóry zapowiedział, że z kogo nic nie będzie, inaczej zawsze na nogi go postawił.
Prawda, że często bez litości, po pierwszej wizycie, zapowiadał: „Niema tu co robić, przygotujcie się na najgorsze...“ ale potem przez litość chadzał, ażeby, póki iskierka życia była, robić, co można.
Poczthalter znał z reputacji i osobiście doktora, który bardzo często przejeżdżał tędy na wieś, wiedział o jego stosunkach i szanował go, co najmniej narówni ze sprawnikiem. Można więc sobie wyobrazić łatwo, z jaką rewerencją go przyjął.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/68
Ta strona została skorygowana.