Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/70

Ta strona została skorygowana.

tów, co mojej pomocy istotnie potrzebują, a tu niema co robić. Hrabia musisz być, jak zwykle wielcy panowie, rozpieszczony i chory na imaginację, lub... nie rozumiem, na uczciwość!
Obwiniony mocno się zarumienił.
— Ale, proszę pana...
— Ale, przepraszam pana, — nie dając mu mówić, począł Hordziszewski — ja jestem człowiek prosty i nic nigdy w bawełnę nie obwijam... Pan wcale nie byłeś i nie jesteś chory.
— Czułem się tak źle...
— Cóż u kata! chyba wszystka nasza medycyna funta kłaków niewarta! — zawołał doktór. — Natura, gdy cierpi, nie tai się z tem wcale, owszem pewnemi oznakami nazewnątrz zdradza boleść i daje odgadnąć jej przyczynę. Ja tu nie widzę nic...
— Słowo panu daję...
— A ja panu też najuroczystsze słowo daję, żem tu wcale nie był potrzebny.
I z największą niecierpliwością rzucił się ku drzwiom Hordziszewski. Hrabia za nim pośpieszył.
— Uczyńże mi pan dobrodziej tę łaskę, usiądź, spocznij, pozwól mi. Może herbatą służyć?
Doktór na zegarek spojrzał, z miną zasępioną.
— Jeżeli gotowa, to proszę o herbatę, ale czasu nie mam.
Hrabia przez drzwi zawołał Jerzego.
Tymczasem doktór bystrem okiem przyglądał się pacjentowi i temu, co go otaczało. Czuł się wobec jakiejś zagadki, którą chciał rozwikłać. Było dlań najpewniejszem, że nawet imaginacja choroby z niczego stworzyć nie mogła, a twarz pacjenta nie wskazywała człowieka, któryby do tworzenia sobie słabości był skłonny. Przyjął może herbatę dlatego, że chciał w tem wszystkiem przejrzeć jaśniej.
— Pan hrabia, — rzekł — zamiast mnie wzywać i siedzieć w tej obrzydliwej dziurze, mogłeś wyśmienicie przyjechać do Zawiechowa, gdziebyś miał wy-