Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/79

Ta strona została skorygowana.

bym się łudził jakąś nadzieją, aleś się ze mną obchodziła gorzej niż ze wzgardą, bo ignorując egzystencję moją. To przyznaję. Miłość się zrodziła pomimo mojego oporu. Wiedziałem dobrze, iż dla niej wiele przecierpieć będę musiał; ale ona była przeznaczeniem mojem... koniecznością. Broniłem się, uciekałem. Pani! panno Cecyljo! ulituj się!
— Są to bardzo patetyczne słowa; ale ja im nie wierzę — zawołała chłodno kobieta. — Miłość? pan to możesz nazywać miłością? To fantazja pańska, to kaprys rozpieszczonego człowieka. Miłość?.. to uczucie byłoby inne miało cechy i skutki... osłoniłoby się poszanowaniem, nie śmiałoby rzec jednego słowa, wiedząc, że to słowo z ust przysięgą związanego człowieka jest obelgą. Gdybyś hrabia mnie kochał, nie śmiałbyś mi tego ani powiedzieć, ani mnie gonić, ani mnie kompromitować... milczałbyś, jak kamień... czekał... cierpiał...
Hrabia stał jak winowajca.
— Miłość ani rachuje, ani waży, ani rozumuje. Panno Cecyljo, przebacz mi!
— Uwolnij mnie pan, o to tylko proszę. Czynisz mi scenę. Odejdź pan, nie chcę go znać. Oburzasz mnie. To niegodne szlachetnego człowieka!
Łza potoczyła się z jej oczu.
Hrabia rzucił się jakby ku drzwiom.
— Idę, — rzekł — ale słowo jeszcze, wysłuchaj mnie pani! Możesz mnie odpychać, gardzić mną, możesz uczynić, co ci się podoba, panno Cecyljo, ale nie możesz wyrwać mi z serca miłości, którą ci poprzysięgam. Z żoną się rozdzielę, ona sama tego pragnie: jestem wolny. Będę czekał... będę cię gonił... będę błagał... do siwego włosa. Nie potrafisz się mnie pozbyć.
— Co pan hrabia uczynisz, to do mnie nie należy — odezwała się nieco drżącym głosem panna Cecylja. — Za to tylko zaręczyć mogę, że nie pójdę ni-