Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/81

Ta strona została skorygowana.

— Nasza panna! — ja nie poznałem, jak Boga kocham! Konie będą tej minuty, ostatnie... kurjerskie. Hryszka, koni! a duchem, a żywo!
I patrzył przejęty, zdumiony, rozrzewniony, może tem mocniej, że herbata z arakiem do czułości go usposobiła.
— Uczynisz mi pan największą łaskę, — odezwała się panna Cecylja — przyśpieszając przybycie moje. Tam na mnie czekają w Zawiechowie... z duszy panu będę wdzięczna.
— O pani, konie w minutę będą! Niech pani siada. Jabym panienki nie poznał. Mój Boże, tyle lat!
I plótł poczthalter, kręcił się, płakał, a pomagał już do siadania, bo konie prowadzono i zwoszczyk gotów szedł z niemi.
Hrabia, który był wyszedł za panną Cecylją, nie śmiał posunąć się dalej. Blady, pozostał w progu karczmy, nie uważając, że i jego przynaglano do podróży, bo konie stały oddawna. Nim miał czas wsiąść do powozu, do którego się nie śpieszył, bryczka panny Cecylji, która twarz osłoniła woalem i nie zdawała się nawet ani spoglądać w tę stronę, w której stał, ruszyła tęgim kłusem ku Zawiechowu.
W chwilkę potem, jakby nie wiedząc, co się z nim dzieje, hrabia, któremu kamerdyner drzwiczki otworzył, siadł do powozu i pogrążony w myślach nawet poczthalterowi nie oddał pokłonu.
Scena, która się odbyła w izbie podróżnej, szczęściem uszła baczności ciekawych; nikt się jej nie domyślił, nikt nie podsłuchał, dzięki czujności kamerdynera, który, jakby przeczuciem, w pewnem oddaleniu wartę odprawiał. Izba podróżnych zwykle bywała dla wszystkich otwarta, nie zdziwiło więc nikogo, iż do niej na chwilę weszła panna Cecylja, a potem hrabia, który tam worek podróżny zostawił. Poczthalter był zajęty, a inni ludzie wcale nie zważali, co się z przejezdnymi działo.
Doktór tylko, który się do żadnej nie zobowiązał