tajemnicy, powróciwszy do miasteczka, śmiejąc się i wygadując na panów, do czego miał skłonność, historyjkę o chorym na stacji w Błotkowie rozpowiadał, ale do kogoby się stosowała, nikt nie wiedział. Znano go zresztą, jako wymyślającego zbytnio na arystokratów i ich zepsucie, anegdota więc poszła na rachunek złośliwości.
Od poczthaltera tego dnia wiedziano u państwa Sławczyńskich, a nazajutrz kilka mil naokoło, iż panna Cecylja, po sześciu latach niebytności, do Zawiechowa powróciła.
Od dwóch dni spodziewano się w pałacu powrotu panny Cecylji; pokój jej, obok sypialni babki, gotów był na przyjęcie, o ile Piotruska i chłopcy oporządzić i przyozdobić go mogli. Na chęciach im nie zbywało, ale zmysłu i nawyknienia do podobnej pracy nie mieli. Gdy powynoszono graty i zamieciono z większego, a pyły własnoręcznie pościerała klucznica, wywietrzywszy trochę — spojrzała na dzieło swe i nawykła będąc do zaniedbanych mieszkań, w których wszyscy tu żyli jakoś, nie czując zabrukania i nieładu, Piotruska uznała, że już pokój gotowy.
Wtem nadszedł Julek, popatrzył... i jakoś mu się zdawało, że cośby tu jeszcze uczynić można więcej, choć dokładnie sprawy sobie zdać nie mógł, co mianowicie.
Obejrzał się raz i drugi.
— Piotrusiu, serce moje, — rzekł — z biedy to może już i skończone wszystko, ale patrzajżeno, przez okna nic nie widać, takie brudne.
— Co? co? — zapytała Piotruska — a cóż pan Juljan chce? Okna myć, czy co? Widziana to rzecz? Starościna dwadzieścia lat w swoim pokoju okien myć nie daje. Kto na wsi okna myje? A kogo ja tu do tego