Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/83

Ta strona została skorygowana.

wezmę? Słyszana rzecz, okna myć! Zechce panienka wyjrzeć na ogród, to sobie otworzy.
Julek ramionami ruszył i spojrzał na podłogę, także domagającą się wody i wiechcia.
— No, a posadzka, Piotrusiu?
Klucznica popatrzyła z uwagą. Lat kilka była nietykana. Niegdyś piękna, taflowa, ozdobna, wydawała się jakby pociągnięta szarą farbą jakąś.
— No, podłogę to każę wyszorować, — rzekła, — choć to z tego więcej wilgoci niż wszystkiego, i to się zaraz znowu zabruka, że i znaku nie będzie.
Po wymyciu podłogi, przyszedłszy na inspekcję, Piotruska zapomniała, że to jej Julek doradził i winszowała sobie, że na tę szczęśliwą myśl wpadła.
— Posadzka jak w prawdziwym pałacu — mruknęła.
To ją zdecydowało, że, mimo zupełnego odwyknienia od podobnej czynności, okna też wymyć kazała i rada była z tego.
Henryk z Julkiem poszli znowu zrana obejrzeć pokój siostry: wyglądał wcale ładnie. Łóżeczko sami wytrzepali, pawilon zdjęli, aby z niego pył wiekuisty otrząsnąć. Henryk biurko niezamykające się zamienił na inne, staroświeckie, które u niego stało na górze i znalazł gdzieś parę starych obrazów, dla przyozdobienia ścian. Julek pomyślał o kwiatach i pobiegł do ogrodu wiązać bukiety.
Na pomieszczenie ich Piotruska w komórce znalazła dwa wazony z saskiej porcelany, wprawdzie mocno nadwerężone, ale stawiąc je stroną stłuczoną ku ścianie, wcale tego widać nie było. Ponieważ drzwi do sypialni starościny zostały odryglowane, staruszka się też przywlokła zobaczyć, nad czem to tam tak chłopcy gospodarowali i stanęła zdumiona w progu. Piotruska znalazła nawet jakieś firanki w wielkie kwiaty. Oczom staruszki, nawykłym do zaniedbania, jakie panowało w pałacu, ten pokoik wyświeżony, jasny, czysty wydał się cudem prawie. Załamała ręce