Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Resurrecturi.djvu/86

Ta strona została skorygowana.

odbijały dziwnie i zdawały się urągać pałacowym pleśniom.
Piotruska patrzyła na nie ze strachem pewnym, myśląc, jak to ona panience, do takich zbytków nawykłej, potrafi w domu życie znośnem uczynić; chłopcy też zadumani stali. Cecylja, poczuwszy to wrażenie, wzięła się sama zaraz do rozporządzenia tłumokami, zawołać kazała towarzyszkę swą podróży i zawinęła się żywo, aby w przytykającej alkowie podróżne kuferki zachować. Obeszła potem swój pokój zadumana i wnet zabrała braci do babki, która z tej chwili korzystała, by odmówić dziękczynną modlitwę.
Radość, jaka wszystkich przejęła z powrotu panny Cecylji, byłaby większa jeszcze może, gdyby jej nie zatruwał niepokój o przyjęcie, o zakrycie przed nią tej nędzy, z jaką się tu wszyscy powoli zżyli i oswoili. Piotruska chodziła z kąta w kąt zadumana.
Zakłopotanie to przerwało przybycie księdza Kulebiaki, który, gdy tylko się dowiedział o powrocie wnuczki, pośpieszył, zakasawszy rewerendę, wprost przez pola od plebanji do pałacu. I on, wszedłszy, choć wiedział, kogo zastanie, olśniony tą pięknością i pańską postawą, trochę się okazał zmieszany.
Cecylja, starym obyczajem, przybiegła go w rękę pocałować.
— Jak Bóg miły! — zawołał wikary — gdyby tak gdzie indziej, nigdy w świeciebym panny Cesi nie poznał. Niech Bóg błogosławi! Na królową mi panna wyrosła.
Starościna pokiwała głową.
— Prawda — zawołała smutnie — jaka ona piękna! Mój Boże i jabym jej nie poznała.
— No, a ja, księże wikary dobrodzieju — odezwała się Cecylja wesoło — ja tak dobrze miałam w pamięci babcię i jegomości dobrodzieja, że na chwilębym się nie zawahała. Ksiądz wikary zupełnie mi tak wygląda, jak gdy Cesi małej obrazki za dobrze wyu-